Franciszek i Zuzanna Werbanowscy
Franciszek Werbanowski przybył na Zacisze z Różana nad Narwią. W historii osiedla zapisał się prowadzeniem znanej masarni (wytwórni wędlin), której budynek zachował się do dziś przy Radzymińskiej prawie naprzeciwko wylotu Gniazdowskiej (skryty w gąszczu bzu i winorośli). Początkowo pan Franciszek wędliny wyrabiał... w specjalnej misce, a ich smakiem i jakością zdobywał coraz większą renomę, pokonując konkurencję masarzy żydowskich. Jak wspomina wnuk Franciszka, mieszkał on wówczas w Trzypiętrówce.
Około 1932 r. powstał budyneczek masarni i drewniany domek bliżej skrzyżowania z Łodygową (Ząbkowską), gdzie z czasem w głębi posesji wzniesiono również suszarnię i składzik. Piętrowy dom na tyłach placu stoi na fundamentach dawnej lodowni , która służyła do przechowywania lodu w celu chłodzenia wyrobów. Lód ten pozyskiwano pod koniec zimy na okolicznych stawach, m.in. na "Bateryjkach" przy Lewinowskiej. Od upałów izolował go strop z trocin i metrowej grubości betonu.
Masarnia Werbanowskiego zatrudniała 4 uczniów, prowadzonych przez czeladnika Piotra Ostrowskiego. Ten ostatni, przygotowując najlepsze wyroby, strzegł tajemnic receptury, nie pozwalając na obecność jakiejkolwiek osoby. Z tego względu na próżno możemy szukać we współczesnych delikatesach hitów zaciszańskiej masarni: kiełbasy cytrynowej (w rodzaju mortadeli) oraz salcesonu o wzorze kwiatów , misternie ułożonych z żyłek. Kiełbasa cytrynowa zapewne zawdzięczała nie tylko nazwę ale i smak dodatkowi soku cytrynowego lub kwasku. Mogła być żółta dzięki zawartości skórki cytrynowej (frykasy tego typu odtwarzają dziś amatorzy gotowania na swoich kulinarnych stronach). Wędliny, w odróżnieniu od dzisiejszych zdrowe i pozbawione chemii, sprzedawano w firmowym sklepie w Ząbkach oraz na miejscu. Po II wojnie światowej komunistyczne władze nasyłały na wytwórnię liczne kontrole, utrudniając prywatną działalność. Werbanowscy mieli czworo dzieci, córka Jadwiga wyszła za mąż za wspomnianego czeladnika Ostrowskiego. W 1956 r. Franciszek Werbanowski zmarł w wyniku wylewu (przeżywszy 68 lat). Przez jakiś czas wędliny na własne potrzeby wyrabiał syn Stanisław. W latach 70. mieszkali tu różni lokatorzy, a aparatura (m.in. stół masarski, kocioł) uległa rozproszeniu. Ciekawa jest również historia posesji- w 1945 r. na mocy dekretu Bieruta z 770 m aż 330 zabrano pod rozbudowę ulicy Radzymińskiej, zrealizowaną... dopiero po ponad 30 latach. Plac Werbanowskich, jak wszystkie zresztą place na tym odcinku Radzymińskiej, rozpoczynał się więc w miejscu wschodniej jezdni obecnej arterii. Przed 1935-39 r. mniej więcej po śladzie trawnika i jezdni bocznej od Łodygowej po Lewinowską przebiegał ok. 4 m szerokości rów wypełniony wodą, granica dóbr Lewinów. Z czasem zwężono go i zasypano w wyniku zabudowywania parceli. Przy torach kolejki i Radzymińskiej, opierając się tyłem o ten rów na filarach, stała drewniana budka "firmowa" z wędlinami Werbanowskiego.
Wspomniana lodownia w czasie działań wojennych w 1939 i 1944 r. służyła okolicznym mieszkańcom jako schron przeciwlotniczy. Podczas ostrzału, mimo grubego stropu, bokiem wpadł tu odłamek bomby, tracąc impet... w zgromadzonej przez uciekinierów pościeli. Niestety, ranił panią Banaś oraz trzymane przez nią dziecko. Inne niebezpieczeństwa wiązały się z godziną policyjną. Zaciszanie unikali patrolowanego traktu Szosy Radzymińskiej, komunikując się... przez systemy dziur w ogrodzeniach podwórek.