Pod koniec XIX i na początku XX wieku szosa radzymińska biegła przez znaczny obszar pustkowia, przez bagniska, trzcinowiska i zarośla, oddzielające ówczesne osady Zacisze, Targówek, Marki, Ząbki. Piękny niewątpliwie krajobrazowo obszar (mapa tu ) upodobali sobie… przestępcy, których łupem padało mienie wiezione przez mieszkańców wsi podwarszawskich na stołeczne targi. W drugą stronę ciągnęli tamtędy gospodarze z utargiem. Zbójcy ze „strasznej szosy”, jak ochrzciły ten szlak krajowe gazety, regularnie donoszące na swoich łamach o kolejnych napadach, nie gardzili też portfelami samotnie podróżujących mieszkańców przedmieścia. Odmowa wydania dobytku kończyła się najczęściej brutalnym pobiciem. Napady i kradzieże w tej okolicy trwały bez mała pół wieku- pierwsze wzmianki kryminalne w prasie znalazłem pod datą 1890, ostatnie- 1938. Multum rozbojów zostało dokonanych w dwóch miejscach: między Targówkiem a Zaciszem oraz pomiędzy Zaciszem i Markami, na wysokości Drewnicy. Tam nie było świadków ani szans na pomoc…
Prasa o napadach na szosie radzymińskiej:
- 1890 r.: Śmiałe kradzieże. Nie ma dnia, aby nie notowano kradzieży na szosie radzymińskiej. Mieszkańcy Szmulowizny, Targówka i Zacisza niepokojeni są co noc rozpaczliwemi nawoływaniami o pomoc. Nocy onegdajszej na posesję pana J. zajechało kilkunastu włościan, dążących z końmi na targ piątkowy, a ponieważ było to wieczorem, więc ulokowali konie w stajniach na ten cel urządzonych, a zamykanych na sztaby i kłódki. Kiedy wszyscy zabierali się do snu, nagle odezwało się wycie psów, czem zaniepokojony pan J. wybiegł w negliżu na dziedziniec i spostrzegł sześciu drabów w najlepsze gospodarujących około sztab i kłódek. Pan J. dał kilka strzałów z rewolweru w powietrze i tem spłoszył rabusiów. Kradzież ograniczyła się na zabraniu chomont jednemu z włościan i skradzeniu kilkunastu fas ze śmietaną z wozów, stojących w dziedzińcu. Wartość strat, obliczonych przez włościan, sięga 200 rs. Miejscowość wspomniana gwałtownie potrzebuje wzmocnionej opieki policyjnej.
- 1890 r.: Napady i rozboje na szosie radzymińskiej nie schodzą z porządku dziennego. W ubiegły poniedziałek znów na przejeżdżającego włościanina, tuż około Zacisza, napadło czterech drabów, żądając pieniędzy. Gdy napadnięty stawił opór, rabusie rzucili się na niego i, poturbowawszy go, ograbili z kilkudziesięciu rubli, jakie miał przy sobie. Po dokonanej operacji rabusie umknęli bezkarnie. Napadnięty poznał w nich znanych w okolicy złodziei, już niejednokrotnie karanych. Ponieważ w miejscowości wymienionej niema dnia, aby nie spełniono jakiej kradzieży, zwracamy przeto uwagę czyją należy na większą czujność władz miejscowych.
- 1890 r.: W ubiegłą sobotę na jadącego szosą radzymińską furmana z przędzarni w Markach, wiozącego do fabryki pieniądze, około Zacisza napadło kilku drabów, żądając oddania takowych, lecz furman bronił się energicznie i pomimo kilku silnych razów dał im kilkadziesiąt kopiejek, reszty szczęśliwie ocalając.
- 1893 r.: Napady na szosie radzymińskiej, mimo czujności władz, nie ustają. W dniu onegdajszym na jadącego do Warszawy z mleczywem pachciarza, około Zacisza napadło kilku drabów. Wiózł on kilkadziesiąt garncy śmietany. Rabusie, nie zadawalniając się zrabowaniem kilkunastu garnków, t. j. ile mogli zabrać, resztę wyrzucili z wozu na szosę i cały towar tym sposobom zniszczyli. Natychmiastowa pogoń za rabusiami nie dała żadnego rezultatu.
- 1900 r.: Napaści i rabunki. Nocy onegdajszej na powracającą wozem z Warszawy mieszkankę wsi Struga, w gminie Bródno, Katarzynę Kurdynową, na szosie radzymińskiej, pomiędzy wsiami Zacisze a Drewnica, napadło kilku drabów, którzy zatrzymali furmankę, ściągnęli z wozu naczynia z wódką, wartości 40 rb., i z łupem zbiegli. —Tejże nocy, na 9-ej wiorście szosy radzymińskiej, w obrębie gminy Bródno, na powracającego z Warszawy mieszkańca Radzymina, Jankiela Bermana, napadła banda, złożona z kilkunastu mężczyzn, którzy zadali mu kamieniami rany w głowę, poczem zabrali z wozu towary na sumę 55 rb. i zbiegli bezkarnie. Śledztwo w toku.
- 1904 r.: Rzekomy obrońca, Wczoraj wieczorem mieszkaniec wsi Zacisze, w pow. radzymińskim, Jan Osiński, sprzedawszy zboże w Warszawie, powracał do domu. Za rogatką radzymińską, około Targówka, jakby z pod ziemi, wypadło na niego dwóch opryszków, żądając pieniędzy. Gdy już gotowali się do energiczniejszego czynu, nagle, jakby z nie- ba, spadła Osińskiemu pomoc w osobie 25-letniego młodzieńca, dosyć przyzwoicie ubranego. Na jego widok opryszkowię zbiegli, a Osiński serdecznie podziękował nie znajomemu wybawcy. „Jestem sam ofiarą napadu- odrzekł ten- niedaleko ztąd ograbili mię ze szczętem, zabierzcie mnie więc na wóz, a będzie raźniej jechać.” Osiński zgodził się, oczywiście, i ruszono dalej. Aliści, gdy minęli karczmę w Targówku, znów zastąpiło im drogę dwóch łotrów. Rzekomy obrońca tym razem nie stanął po stronie Osińskiego, lecz pierwszy pchnął go nożem w piersi. Wieśniak padł bez przytomności, a rabusie zabrali mu z kieszeni rb. 40 i zbiegli.
- 1904 r.: Mieszkaniec gminy Radzymina, Stefan Michalski, wczoraj, o godz. 7 wieczorem, sprzedawszy nabiał w Warszawie, powracał do domu. Za rogatką radzymińską blizko Targówka podeszło do niego trzech nieznajomych mężczyzn i prosiło o zabranie ich na wóz. Włościanin odmówił, tłómacząc się, że ma lichego konia, który ledwie wóz uciągnąć może. Rozmawiając po drodze, przygodni towarzysze podróży doprowadzili włościanina aż poza Targówek, gdy zaś znaleźli się w polu, wszyscy trzej rzucili się na Michalskiego i tak pobili go kijami, że stracił przytomność. Wtenczas zabrali mu z kieszeni gotówką rb.15 oraz konia z wozem i zbiegli. Poranionego na drodze znalazł jakiś podróżny i przyprowadził do przytomności. Na tejże szosie onegdaj napadnięto trzech gospodarzów z Radzymina: Łazickiego, Pietrzocha i Ciołkowskiego. Powracali oni z Warszawy, gdzie spieniężyli słomę i różne artykuły żywności. Niedaleko od Marek wypadło z boku kilkunastu opryszków, otoczyli gospodarzów, zabrali im wszystkie pieniądze i, pobiwszy ciężko, znikli w ciemnościach. Wypadki tego rodzaju są na szosie radzymińskiej na porządku dziennym.
- 1905 r.: Straszna szosa. Szosa radzymińska znowu dała znać o sobie zbrojnym napadem opryszków na przejezdnego. Tym razem ofiarą był p. W. F., dzierżawca kolonji we wsi Ulasek, w gminie Ręczaje, który późnym wieczorem w drugie święto powracał od rodziny z Warszawy. Już we wsi Drewnicy, gdzie przystanął na chwilowy popas, zwróciło jego uwagę kilku ludzi podejrzanych, którzy bacznie mu się przyglądali, wreszcie udali się pieszo szosą w stronę Marek. Po popasie p. F. ruszył tą samą drogą, a mając się na baczności jechał z rewolwerem w ręku. Około osławionej topoli zauważył kilka sylwetek ludzkich, podążających ku jego bryczce. Przygotował się więc do energicznej obrony, ale nim zdołał wystrzelić, już z tyłu pochwyciło go kilka silnych rąk ludzkich, a z boków wskoczyło na bryczkę kilku opryszków, którzy w mgnieniu oka rozbroili p. F. i zaczęli go bić niemiłosiernie. Gdy pod razami temi utracił przytomność, rabusie splądrowali mu kieszenie, a zabrawszy kilka rubli gotówki, samego zepchnęli na szosę i jego wozem odjechali. Fakt to jeden z kilkudziesięciu chyba, jakie w ostatnich miesiącach zanotowaliśmy z kroniki tej strasznej szosy.
- 1933 r.: Napad na szosie. Na powracającego do domu, 24-letniego Wacława Porycha, (Elsnerów), na szosie Radzymińskiej napadło dwóch opryszków, którzy, prawdopodobnie w celu rabunkowym poranili Porycha. Na wszczęty przez napadniętego alarm, napastnicy rzucili się do ucieczki. Rannego przewieziono na opatrunek na stację Pogotowia.
Szosa radzymińska zyskała ponurą sławę, a incydenty na niej bywały przedmiotem czarnego humoru. Satyryczny periodyk „Mucha” opublikował anegdotę „O dwunastej w nocy na szosie radzymińskiej”: Niewyraźna figura do spóźnionego warszawiaka. — Panie, nie mam ani grosika przy duszy, daj mi pan rubla, a uratujesz pan życie ludzkie. Dowcipny warszawiak. — Albo twoje życie, oberwusie, rubla warte? Niewyraźna figura. - Moje nie, ale pańskie to chyba warte.
Z grupami przestępczymi z różnym skutkiem zmagała się straż ziemska, a w II Rzeczypospolitej policja. W wyniku działań prewencyjnych i śledczych odzyskiwano część skradzionych przedmiotów, a sprawców karano. Przeprowadzono przynajmniej raz zmasowaną rewizję terenową, przeszukując „podejrzane domy” i zatrzymując „indywidua”.
- 1890: Nocy onegdajszej między godz. 2-gą a 3-cią, Antoni Gołębiowski, wioząc kartofle na sprzedaż z folwarku Chruściele, gm. Małopole, na szosie radzymińskiej między Zaciszem a Elznerówkiem został napadnięty przez trzech drabów, którzy, ściągnąwszy kilka worków kartofli, zbiegli. Dzięki energicznemu śledztwu przeprowadzonemu przez strażnika ziemskiego Rypalskiego, udało mu się szajkę rabusiów wyśledzić i połowę łupu odebrać. Poznani przez strażnika rabusie są: Antoni Dąbrowski, Jan Dąbrowski i Andrzej Mońka.
- 1902: W bieżącym tygodniu na przejeżdżającą do Warszawy szosą radzymińską, około Folwarku Lewicpol mieszkankę wsi Maciołki, powiatu radzymińskiego, Marjannę Dębską, liczącą lat 36, napadli około godz. 5-ej rano trzej nieznani złoczyńcy, którzy zagrabili z wozu wiezione przez nią towary, a mianowicie nabiał i owoce. Wskutek skargi Dębskiej, policja przedstawiła jej trzech znanych złodziejów z Targówkaw liczbie których, Dębska poznała jednego z napastników, a mianowicie Jana Czeputowicza.
- 1930: Kanonada na szosie radzymińskiej. Posterunkowy Marjan Santorek, przechodząc szosą Radzymińską zauważył dwóch „potokarzy“ kradnących z wozu chłopskiego: jeden- prosiaka, drugi- garnek mleka. Złodzieje widząc posterunkowego, pozostawili łup, sami zaś rzucili się do ucieczki. Santorek za nimi. Gdy wezwanie do zatrzymania nie odniosło skutku, policjant dał za uciekającym 12 strzałów z rewolweru. W wyniku jeden ze złodziei: Piotr Lerutiew z Wołomina zatrzymał się i został aresztowany. Drogi - Czesław Lipowski z Zacisza - zbiegł.
- 1899: Wielka obława. W celu wytropienia rabusiów, operujących w okolicach Pragi, naczelnik straży ziemskiej rewiru praskiego, kapitan Fedorow, nocy onegdajszej przedsięwziął wielką obławę. Do udziału w obławie powołano włościan pod kierunkiem wujta gminy Bródno, p. Kowalskiego i sołtysa wsi Targówek, strażników z rewiru praskiego i okolicznych, oddział straży zbrojnej z powiatu radzymińskiego, tudzież agentów warszawskiego wydziału śledczego do rozpoznawania rzezimieszków miejskich. Obława zajęła znaczną przestrzeń podmiejską w okolicach Targówka, Nowego i Starego Bródna, Zacisza, rewidując domy podejrzane, budynki fabryczne, zakłady felczerskie i inne. Ogółem zatrzymano do 40 indywiduów, podejrzanych lub ściganych sądownie, nadto wielu włóczęgów. Obława rozpoczęta o północy, trwała do godziny 7-ej zrana.
To precyzyjne uderzenie w półświatek, żerujący na mieniu użytkowników szosy radzymińskiej, uczynione przez karzące ramię sprawiedliwości, nie na długo podniosło bezpieczeństwo na tym szlaku komunikacyjnym. Miejsce wyeliminowanych zajęły kolejne hieny, żadne łatwego zarobku; zradykalizowały się także metody terroru. Pod Zaciszem rozlegały się coraz częściej strzały, dochodziło do krwawych szamotanin. W jednej z potyczek ze złodziejami brał wójt bródnowski Czarnota:
- 1906: Bandytyzm na szosie. Przed kilku dniami szosą radzymińską, o godz. 5-ej po południu, wracało z Warszawy do Marek trzech robotników z fabryki Br. Briggs, wioząc 2,000 rbl. na wypłaty fabryczne. Pomiędzy Zaciszem a Drewnicą na robotników tych napadła banda opryszków, którzy dali ognia z rewolwerów. Postrzelone konie poniosły i to ocaliło robotników, którzy z całą sumą szczęśliwie dojechali do Marek. Na odgłos strzałów strażnicy ziemscy z Marek z wojskiem rzucili się w pogoń za bandytami, strzelając do nich. Jednego z nich ujęto. Jest to Władysław Trzos, dezerter z wojska.
- 1933: Aresztowanie sprawców napadu na szosie radzymińskiej. Nocy wczorajszej na szosie radzymińskiej pod Targówkiem napadnięto, obito kastetami i postrzelono powracającego do domu 28-letniego Jana Karczmarczyka (Radzymin). Jak to podawaliśmy, Karmarczyka znaleziono na szosie i przewieziono do szpitala Dz. Jezus w stanie beznadziejnym. W sprawie tego zbrodniczego napadu wszczęte dochodzenie ustaliło, iż napad był dokonany na tle porachunków osobistych i doprowadziło do aresztowania dwuch napastników. Są to: 31-letni Djonizy Szepietowski (Szeroka 33) i 34-letni Paweł Karpiński (Radzymińska 18). Obu aresztowanych osadzono w więzieniu. Dalsze dochodzenie w toku.
- 1936: Wyłowienie bandytów. Wczoraj w nocy w Zaciszu pod Warszawą (szosa Marki—Warszawa) 4-ch uzbrojonych opryszków ograbiało zdążających z produktami chłopów. Zabierano im produkty, nie szczędzono i kożuchów. Zaalarmowana o tych napadach policja zorganizowała obławę i jednego z opryszków - mimo strzelaniny- pochwycono na szosie. Był to Aleksander Susik, dezerter z Wilna, bawiący u rodziny na świętach w Zaciszu. W ciągu dnia policja wyłowiła pozostałych bandytów i odstawiła ich w nocy do aresztu policji powiatowej.
- 1937: Schwytanie bandy rabusiów. Na szosie radzymińskiej, w pobliżu Zacisza, trzech opryszków napadło na przejeżdżającego furmana. domagając się wydania pieniędzy. Ponieważ furman nie posiadał gotówki, napastnicy pobili go. W tyra czasie w pobliżu przejeżdżał wójt gminy Bródno, Zygmunt Czarnota, który pospieszył z pomocą napadniętemu furmanowi i wystrzelił na postrach dwa razy z rewolweru. Rabusie nie ulękli się broni, osaczyli wójta, odebrali mu rewolwer, pobili go i zbiegli. O kilkaset metrów dalej rabusie napadli na furmana Nutę Herszfelda i już pod groźbą rewolweru zażądali pieniędzy. Furman narobił takiego wrzasku, że zaalarmował patrolującego policjanta. Przybyły policjant stoczył z rabusiami zażartą walkę i zdołał obezwładnić wszystkich, po czym przeprowadził całą szajkę do komisariatu. Rabusiów osadzono w więzieniu. Skradziony wójtowi rewolwer skryli oni na szosie pod kamieniem. Rabusiami okazali się: Roman Zakrzewski z Zacisza, Stefan Zaręba i Piotr Koperski.
W 1897 r. bandyci z szosy radzymińskiej byli tak bezczelni, że odważyli się na odbicie swojego towarzysza konwojowanego do sądu: „W dniu onegdajszym na dążącego z Marek Walentego Świecę napadł znany policji rzezimieszek, Jan Motyczyński, który pobił S. i obezwładnionemu odebrał pugilares z 20 rs. oraz walizę z odzieżą. Napastnik próbował zbiedz; strażnicy przytrzymali go jednak i odprowadzili do aresztu w Zaciszu. Nazajutrz Motyczyński, wezwany w sprawie karnej do X-go rewiru sądu pokoju, dążył do Warszawy pod strażą dwóch dozorców. W pobliżu Targówka na konwój napadło dziesięciu drabów uzbrojonych w łopaty i pałki. Po zaciętej walce Motyczyński zbiegł wraz z napastnikami. W sprawie tej prowadzi się energiczno śledztwo”.
Niekiedy z odsieczą napadanym przychodzili robotnicy z okolicznych fabryk, którzy nie bacząc na uzbrojenie bandytów, dokonywali „obywatelskiego zatrzymania”:
- 1905 r.: Pomiędzy wsią Targówek a Zacisze pod Bródnem napadnięto onegdaj o godz. 5-ei po poł. na przejeżdżającego szosą Karola Knoba, ekspedytora przędzalni Briggsa, którego wiózł na bryczce Andrzej Wieczorek. Napastnicy, uzbrojeni w brauningi, zrewidowali obu jadących i odebrali 1000 rb., poczem rzucili do ucieczki. Poszkodowani wszczęli alarm i jednego z uciekających bandytów przy pomocy nadbiegłych robotników zatrzymali. Jest to mieszkaniec powiatu skierniewickiego Józef Grzeszczak, lat 22, mieszkający ostatnio w Warszawie przy ul. Dalekiej 5. Znaleziono przy nim brauning. Grzeszczaka silnie obitego podczas chwytania, umieszczono w szpitalu więziennym.
- 1906 r.: Na przystanku Drewnica przy wysiadaniu z wagonu na kasjera cegielni, który wiózł z Warszawy 2,100 rb., napadło 3 grabieżców, którzy wystrzałami z rewolwerów ciężko go ranili i zabrali pieniądze. Nadbiegli robotnicy dogonili bandytów, którym odebrali pieniądze i dwóch schwytali.
- 1907 r.: Wczoraj, o godz. 2 po poł., na szosie radzymińskiej, w pobliżu osławionego Zacisza, na kilka platform fabryki mareckiej, z których na jednej jechał urzędnik tej fabryki z pieniędzmi, napadło sześciu bandytów, groźbą rewolwerów zmusiło woźniców, aby skręcili w las, tu zabrało urzędnikowi część pieniędzy, porozcinało uprząż i, zakazawszy alarmu, rozpierzchło się. Wtedy ograbieni dali znać robotnikom sąsiedniej garbarni Cieślikowskiego, ci zaś puścili się w pogoń za bandytami i, mimo strzałów, jednego z nich ujęli. Jest to dwudziestokilkoletni mężczyzna, przyzwoicie ubrany. Odmawia on podania nazwiska. Dziś do policji przyprowadzono drugiego ujętego bandytę.
Tam, gdzie służby porządkowe nie radziły sobie z sytuacją, do akcji wkraczały czasem… siły natury:
- 1925: Utoniecie złodzieja. Komendant posterunku policyjnego w Markach przod. St. Koziełło wraz z kilku policjantami udał sic wczoraj w nocy w przebraniu cywilnem na szosę radzymińską pomiędzy stacje Drewnica i Zacisze, w celu pochwycenia grasujących tam rabusiów, którzy napadali na przejeżdżające w stronę Warszawy wozy włościańskie. Po kilkugodzinnych obserwacjach pochwycono jednego z tych opryszków, 28-letniego Pawła Lasockiego z Marek; z kolei wpadli w ręce policji: Wacław Dudziński i Michał Kałunik. W drodze do posterunku poza stacją Zaciszem, Lasocki wymknął się i lawirując wśród jadących wozów na szosie, usiłował zbiedz w stronę Warszawy. Jeden z policjantów dał wobec tego kilka strzałów na alarm co nie odniosło żadnego skutku, jednak uciekający rabuś, pragnąc powstrzymać pogoń, skoczył do przepływającej wzdłuż szosy sadzawki i począł przedostawać się na przeciwny brzeg. To samo uczynił posterunkowy Lipiński, który wydostał się wcześniej na drugą stronę i zmusił rabusia do odwrotu. I oto w momencie, gdy reszta policjantów usiłowała już pochwycić Lasockiego, zrzucił on z siebie kurtkę i powtórnie wskoczył do wody, gdzie zginął z oczu policjantów, ukrywając się najwidoczniej w przybrzeżnych krzakach. Wszczęto poszukiwania i po pewnym czasie zauważono, iż Lasocki traci siły i woda niesie go ku brzegowi. Wydobyto go na brzeg ze słabymi oznakami życia. Mimo stosowania doraźnych zabiegów i pomocy lekarza — Lasocki zmarł.
Napady i grabieże zdarzały się nie tylko na szosie radzymińskiej. Niepokojono bogatszych gospodarzy, młynarzy, sklepikarzy, właścicieli folwarków, włamywano się do urzędu gminy w Zaciszu, atakowano nawet kolejkę. Długa jest też lista mieszkańców ówczesnego Zacisza, posiadających interesujący śledczych życiorys… Ale o tym innym razem.