Quantcast
Channel: ZACISZE w Warszawie: BLOG-PRZEWODNIK HISTORYCZNO-PRZYRODNICZO-ROWEROWY. Zacisze, Bródno, Targówek i okolice. Niestety- nie dla zomo, pewnych szewców i wiejskich z ostrowskiego.
Viewing all 92 articles
Browse latest View live

Elsnerów w 1870 r.

0
0

Ziemie Elsnerowa i Utraty obwiedziono żółtą kreską (1871 r.)

 Jak wyglądał Elsnerów w czasach, gdy mieszkał tu słynny kompozytor i jego potomkowie?  Dowiemy się tego z aktu licytacji majątku. 

  W 1870 r. kolonie Elsnerów i Utrata, leżące w państwowych dobrach ziemskich (ekonomii) „Warszawa”, w Okręgu, Powiecie i Guberni Warszawskiej, gminie Brudno, parafii Praga, znajdowały się w użytkowaniu wieczystym Ludwiki z Nideckich Kosteckiej , wdowy po Wincentym Kosteckim, wnuczki kompozytora Józefa Elsnera (zmarłego w 1854 r.). Zamieszkiwała ona faktycznie w Warszawie przy ul. Dzielnej 5/6. Ciążył na niej obowiązek opłacania w miesiącu grudniu podatku (kanonu) z kolonji Utrata w wysokości 73 rs. 80 kop. rocznie w ratach kwartalnych oraz z kolonji Elsnerów po 70 rs. rocznie.  Od 1868 r., na okres 9 lat, dzierżawił od Kosteckiej obie kolonie Feliks Grabowski, płacąc 2025 a następnie 1875 rubli srebrnych rocznie. Wierzycielami Kosteckiej (na sumę prawie 1000 rs) byli:   

- Dobę v. Dobyszę z Feinmesserów Buchwejtz, wdowę po Moszku Buchweitz, z własnych funduszów utrzymującej się, pod N. 2255 (ul. Nalewki);

- Wolfa Buchweitz handlującego pod N. 2255a;

- Szlamę Buchwejtz handlującego w imieniu własnem pod Nr. 1087 (ul. Twarda),

Niewykluczone, że Kostecka podpisała weksle tych osób jako zabezpieczenie zobowiązań pieniężnych (kredyt lub zapłata za jakieś towary czy usługi). Na żądanie wierzycieli, decyzją Izby Skarbowej Warszawskiej z dnia 27 marca 1870 roku oraz Walentego Supryniowicza, Komornika przy Sądzie Apelacyjnym Królestwa Polskiego kolonie zostały zajęte w drodze sądowej przymuszonego wywłaszczenia i wystawione na licytację. Informację o zajęciu  doręczono wójtowi gminy Brudno, Anastazemu Frejzler, urzędującemu we wsi Targówku pod Warszawą.

      Obie kolonie, chociaż przedzielone obcą własnością, stanowiły jednolite gospodarstwo i miały wspólne zabudowania znajdujące się   na folwarku Elsnerów.

     Utrata zajmowała powierzchnię 91 mórg magdeburskich i 140 prętów (23 ha). Był to trójkąt ziemi, w okolicy dzisiejszych ulic Zabranieckiej, Księżnej Anny, Niesulickiej i Matuszewskiej, u rozdroża starego traktu z Pragi do Ząbek i Kawęczyna.

   Elsnerów zajmował 269 mórg nowopolskich 263 prętów (150 ha), „czyli 138 dziesiatyn  727 sażeni  w przybliżeniu licząc, z tego jednak gruntu z kolonji Utrata odchodzi 4 mórg  28 pręt, a z kolonji Elsnerów 29 mórg 282 pręt  tak pod kolej żelazną, jakoteż do sąsiedniej kolonji Lewinów i pod uwłaszczonych włościan zajętego”. Terytorium Elsnerowa obrazuje mapka. 

   Z inwentaryzacji Elsnerowa wynika, że było tu: 5 domów (4 kryte gontem, 1 słomą), karczma, kuźnia, jatka oraz liczne zabudowania gospodarcze (3 obory, 2 stodoły, stajnia, spichrz, wozownia, porządkownia, szopa, bróg, 3 chlewy, 3 studnie, 2 piwnice, kloaka). Ich lokalizację możemy ustalić na podstawie mapy z tamtego okresu ( o ile wiernie odtwarzała topografię terenu). Zapewne budynki nr 1 i 6 znajdowały się na folwarku (okolice połączenia ulic Nefrytowej i Ametystowej, zakręt ul. Tarnogórskiej za ul. Krzesiwa), a nr 6 to był najprawdopodobniej skromny, elsnerowski dwór . Sadzawka (pokryta rzęsą) znajdowała się jeszcze w latach 50-60. XX w. na terenie dzisiejszych posesji Tarnogórska 37-39 i służyła jako wodopój dla bydła, wspomniany kanał płynął m.in. przez ul. Ametystową i na tyłach dzisiejszej Biedronki. Zachował się nawet fragment rowu na posesji przy ul. Perłowej. Co do karczmy, możemy domyślać się, że chodzi o dzisiejszą ceglaną „Czerwoną Karczmę” (ul. Radzymińska 188). Kuźnia i jatka mogły istnieć przy ul. Tarnogórskiej róg Bajecznej, lub na ul. Radzymińskiej, tam, gdzie warsztat kowalski prosperował przed 1939 r.

Tu był folwark Elsnerów- narożnik pd-zach. 

  Szczegółowa lustracja folwarku Elsnerów wymienia następujące zabudowania:

1. Dom z drzewa pod dachem słomą krytym, u jednym kominie murowanym i drugim takimże mniejszym.

2. Piwnica murowana w ziemi, w wyższej części drewniana gontem kryta.

3. Dzwonek na słupie drewnianym w ziemię wkopanym.

4. Dziedziniec sztachetami z łat a w części płotem z chrustu ogrodzony.

5. Studnia drzewem cembrowana z wałem i łańcuchem żelaznym tudzież kubłem, gontem kryta.

6. Dom z drzewa zbudowany gontami kryty, o dwóch kominach murowanych.

7. Budynek z drzewa pod gontem, oborę i stajnię mieszczący.

8. Piwnica drzewem cembrowana, obladrami pokryta.

9. Stodoła z drzewa pod słomą o dwóch klepiskach.

10. Spichrz z drzewa pod dachem słomą krytym.

11. Wozownia z drzewa gontami kryta.

12. Porządkownia czyli budynek z drzewa pod gontem.

13. Chlewy z drzewa pod gontem.

14. Kloaka z drzewa gontem kryta o dwóch sedesach.

15. Szopa czyli dach słomą kryty, na słupach drewnianych wsparty.

16. Sadzawka i kanał zawodnione.

17. Ogród dziki i fruktowy obszerny około mórg 6 obejmujący drzew fruktowych około sztuk 40 tudzież znaczną ilość dzikich.

18. Dom z drzewa zbudowany o dwóch kominach murowanych, gontem kryty.

19. Studnia drzewem cembrowana pod dachem goncianym z wałem, łańcuchem i kubłem.

20. Obórka z drzewa pod gontem.

21. Stodółka z drzewa pod gontem.

22. Bróg czyli dach słomą kryty, na 4 słupach w ziemię wkopanych wsparty.

23. Karczma z drzewa zbudowana deskami szalowana, jednopiętrowa o 2 kominach murowanych nad dach tekturą smołowcową kryty wyprowadzonych.

24. Domek mały z drzewa pod deskami, o 1 Kominie murowanym, u także przystawka mała z drzewa również pod dachem.

25. Obórka z drzewa pod gontem.

26. Studnia drzewem cembrowana z żurawiem i kubłem.

27. Dom z drzewa pod gontem o 2 kominach murowanych.

28. Kuźnia z drzewa pod gontem o 1 kominie.

29. Jatka rzeźnicza z drzewa pod deskami.

30. Chlewek z drzewa pod gontem.

31. Chlewek mniejszy takiż.

      Przywilej propinacji (obrotu alkoholem) w Elsnerowie dzierżawił od państwa Stanisław Żelechowski, opłacając z tego tytułu   rocznie 750 rsr. Należały do niego dom pod nr. 20 (zapewne wspomniana karczma) oraz jatka rzeźnicza. Za wynajmowanie jatki Icek Isberman opłacał mu 60 rs. Kowal Franciszek Giżyński płacił 75 rs. podatku od kuźni. Stado krów („pacht”), hodowane na folwarku, opodatkowane było „opłatą od garnca”.

 *Pręt= 1,5 ha

*Dziesiatyna= 1,09 ha

Polub stronę i wpisy na FB : 

https://www.facebook.com/warszawazacisze.blox


Samarytanka z Targówka-Osiedla (1)

0
0

Siostra Teresa Samarytanka i redaktorka Emzet w rozmowie z biednymi z Targówka-Osiedla

    W 1933 r. biednymi rodzinami i głodującymi dziećmi z Targówka Osiedla zaopiekowała się Siostra Teresa, misjonarka ze Złotego Krzyża Samarytańskiego. Mieszkała w istniejącym do dziś domu Kapuścińskich przy ul. Chojnowskiej 16. Musiała wręcz żebrać o pożywienie i opał dla ponad 200 osób. Jej bezgraniczne poświęcenie dla bliźniego, a także realia zaniedbanego, podmiejskiego osiedla, trapionego przez bezrobocie, choroby i makabryczne wręcz warunki mieszkaniowe opisały warszawskie dzienniki z apelem o pomoc charytatywną…

      „Nędza, głód, rozpacz... O parę kilometrów od stolicy Ludzie żyją w warunkach jaskiniowców. Apelujemy do Waszych serc, Czytelnicy. Nie pozwólcie zginąć kilkuset istotom w osiedlu Targówek”. ABC NR 21/1933.

Kto z Czytelników nie zgłębił do dna znaczenia tych trzech krótkich, a ciężkich słów: nędza, głód i rozpacz — może zechce towarzyszyć nam do osiedla Targówek, gdzie wyrazy te nabierają takiej plastyki, takiego znaczenia, że tragizm ich nie mieści się w granicach pojęć ludzkich. Dwa kilometry, mniej więcej, za krańcową stacją tramwaju nr. 7, na Pradze, po lewej stronie szosy Radzymińskiej, rozrzucone wśród ośnieżonych wydm kilkadziesiąt domków i chałup, otoczonych wieńcem drewnianych przybudówek z szalówek o szerokich szparach, zatkanych słomą i gałganami. Nierzadko widzi się w ramach okiennych zamiast szyb gazety, tekturę lub stare worki. Sterczą w niebo czarne, zgięte rury prowizorycznych piecyków.

Żadnych dróg. Głębokie koleiny, czy bruzdy, zasypane śniegiem. Każdy nieostrożny krok grozi połamaniem nóg. Wiatr hula na odkrytym terenie. Martwa cisza. Najmniejszego ruchu. To osiedle Targówek. Urzędowo nie należy do obszaru stolicy. Gmina daleko i uważa osiedle za przedmieście stolicy. Żyje tu, a właściwie gnieździ się, około 5.000 ludzi. Poza kilkudziesięciu właścicielami, względnie porządniejszych domków i paroma ubogiemi sklepikami — sami bezrobotni z rodzinami. W większości tacy, i których już wyeksmitowano z mieszkań w Warszawie, którzy nie mają wyboru, dla których chlewik, czy szopa naprędce sklecona z cienkich desek, byleby miała jaki taki dach, chroniący od deszczu i śniegu, musi nosić szumne miano domu.

    Na spotkanie sunie ku nam drobna postać w granatowym habicie i kwefie, na którym widnieje złoty krzyż samarytanki. To siostra Teresa, anioł opiekuńczy tych wydziedziczonych, których nietylko już ludzie się wyrzekli, lecz o których chyba sam Bóg zapomniał. Misjonarka z powołania, wybierała się do Afryki do trędowatych, los rzucił ją przypadkiem na plebanję Targówka. Zrozumiała, że przeznaczeniem i wolą widać Bożą jest, by pozostała tu wśród swoich, tych najnieszczęśliwszych, wyzutych dosłownie ze wszystkiego. Kompletnie wydziedziczonych. Przybyła z małą walizeczką i obrazkiem serca Jezusowego. Zacni właściciele jednego z porządniejszych domów, pp. Kapuścińscy, odstąpili jej izdebkę, gdzie sypiała „na snopeczku słomy“, bez pościeli, aż się gospodarze ulitowali, wstawili łóżko, a babcia kołdrę swą pożyczyła. I w tych warunkach, bez grosza, świeżo po przebytym tyfusie, stanęła drobna postać kobiety, o wielkiem, gorącem sercu, do walki o prawo do życia dla kilkuset nieszczęsnych biedaków.

—        Jak siostra rozpoczęła pracę, od czego, jakiemi środkami?

—        Żebrałam, żebrzę i żebrać nadal będę dla moich biednych. Tu nędza tak straszna, że rodziny całe tygodniami nie widzą chleba. Żywią się wyłącznie kwaszoną kapustą i kartoflami. A i to nie wszyscy jeszcze mają. Zacny pułkownik z 36 p. p. ofiarowuje mi dziennie 40 litrów zupy. Cóż, kiedy po tę zupę zgłasza się z górą już 200 osób i codzień przybywają nowi. Dzielę porcje jak najoszczędniej, ale to jest nic. Kropla w morzu. Wszędzie pełno dzieci. Miłych, ładnych, dobrych dzieci. Bose to, nagie, obrzękłe z głodu, z poodmrażanemi rączkami i nóżkami. Aż serce się kraje. Biegam do miasta, pukam do każdych drzwi, opowiadam, wyjaśniam, proszę. Ale sama jedna tu jestem. Bez pomocy. Nie mogę się rozerwać. A tu tylu chorych. Epidemja odry wyssała z dzieci ostatki sił. Resztkę odporności. Ochronkę trzeba koniecznie założyć. Dwa pokoiki już mam. Żeby choć 500 złotych na początek. Na jakiekolwiek meble, naczynie, mleko, chleb i węgiel. Żeby choć na dzień móc te dzieci wyrwać z chłodu nieopalonych nor. Dać przynajmniej raz dziennie, lecz codzień łyżkę gorącej strawy, czy mleka. Szwalnię trzebaby też w pokoiku jednym założyć. Tyle tu młodych dziewcząt bez zajęcia. Co je czeka z nędzy, z głodu? Żeby jakąś maszynę dostać. Możebym wyprosiła gdzie robotę dla nich.

Płyną żałosne słowa skarg i pragnień. Projektów tak skromnych, a tak trudnych do urzeczywistnienia, wobec zupełnego braku środków. Dzielna siostra Teresa, obładowana paczkami, które redakcja „ABC“, zapoczątkowując akcję ratowniczą, przysłała na jej ręce, kroczy energicznie, prowadząc nas do swej małej, ubogiej izdebki, gdzie właśnie przywożą zupę. Zaraz rozpocznie się rozdawanie. Tłoczy się już gromadka z kubełkami — ludzie widma, o podkrążonych, szeroko rozwartych z wycieńczenia, obramowanych czerwoną obwódką, obrzmiałych nadmiarem bezsilnych łez oczach. Dziś, dzięki „ABC", święto. Do odrobiny tej zupy po pół bochenka chleba na rodzinę, po kawałku słoniny i kiełbasy.

Cukiernia „Ziemiańska“ i „Napoleonka", które pierwsze przyłączyły się do akcji pomocniczej naszej redakcji, ofiarowując po parę kilo herbatników, pierniczków, sucharków i ciastek, mogą w bilansie swym zapisać szereg takich promiennych uśmiechów dziecięcych, takich dziękczynnych spojrzeń, których na wagę złota nie można kupić. Ale to wszystko mało. Ziarno piasku w bezmiarze potrzeb tych skazańców, którzy czekają już chyba tylko na śmierć. Bo znikąd ratunku, ani pomocy, znikąd nadziei, a sił coraz mniej.

Pracy, pracy, pracy... wołają wszyscy: mężczyźni, kobiety, wyrostki i dziewczęta. Jakiejkolwiek. Każdą wezmą. Byle te parę groszy zarobić, nie dać dzieciom powoli umierać z głodu, nie patrzeć, jak zamarzają w izbach oddawna nieopalanych.

Ani jednego słowa, czy gestu żebraczego. W tych ciężko skrzywdzonych przez los ludziach tyle godności. Gdy się ich widzi i słyszy — wstyd ogarnia, że się jadło śniadanie, że obiad, bodaj najskromniejszy, w domu czeka, że się ma na sobie i buty i płaszcz i własne łóżko i pościel. Tam tego wszystkiego — niema.

Oto ogólny rzut oka. Do szczegółów powrócimy jeszcze.

Jaskiniowe warunki pierwotnych ludzi, o parę kilometrów od stolicy, od stolicy, która nie może pozostać obojętną na ten widok.

Apelujemy do serc Waszych. Czytelnicy. Redakcja nasza rozpoczyna imienną listę zbiórki na najbiedniejszych mieszkańców osiedla Tarnówek. Wszystko! Artykuły spożywcze, węgiel, drzewo, bielizna, ubranie, meble, naczynie, książki, mydło, środki opatrunkowe, apteczne, na osiedlu niema ani jednego termometru. Dr. R. z Kasy Chorych powiatowej przyjeżdza od czasu do czasu. Ale ciężko chorych dorosłych, a zwłaszcza dzieci, jest kilkaset. Bez żadnego ratunku i pomocy. Bez żadnego ratunku i pomocy, gdyż większość nic ma prawa należeć do Kasy Chorych.

   W imieniu siostry Teresy, samarytanki, zwracamy się z prośbą do wszystkich firm, instytucyj i całego społeczeństwa o nadsyłanie wszelkiego rodzaju ofiar na ręce redakcji ,.ABC‘‘ (Nowy Świat 22) lub na plebanję Targówek (Tykocińska 23, telefon: 10.06.06) na ręce ks. proboszcza Golędzinowskiego. Za każdą najmniejszą ofiarę, z góry Bóg zapłać! Od Was, Czytelnicy, zależy dziś tycie kilkuset istot skazanych na zagładę.  Emzet.

 

„Czekają w ciszy na... śmierć... Straszna rzeczywistość osiedla Targówek. Czytelnicy, ulżyjmy doli nieszczęsnych”. ABC, nr 22/1933.

We wczorajszym numerze ABC zaznajomiliśmy Czytelników naszych z ogólnym obrazem tego piekła nędzy, jakiem jest Osiedle Targówek. Zajrzyjmy dziś do poszczególnych domostw, by przekonać się do czego dochodzą ludzie, pozbawieni wszelkiej pomocy, bezradni i bezbronni wobec obecnych warunków bezrobocia, w jakich warunkach żyją i w ogóle żyć jeszcze potrafią.

— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus — z tymi słowy otwiera Siostra Teresa Samarytanka, jedyna opiekunka opuszczonych nędzarzy Targówka, drzwi w ciemnej sionce jednopiętrowego, nieotynkowanego jeszcze, lecz bądź co bądź murowanego domku.

— Na wieki wieków — to chrześcijańskie pozdrowienie znajduje odpowiedź u wszystkich mieszkańców, których razem odwiedzamy. Długi a wąski, ciemno pomalowany pokój parterowy, z jednem oknem, wychodzacem na małe podwórko. Dziś śnieg pokrył jego wrzody, lecz nie trudno sobie wyobrazić, jak ono wygląda, gdy mróz odtaje. Na przeciwko okna, w odległości trzech do czterech kroków, szalecik otwarty. Obok śmietnik. Osiedle Targówek nie ma ani oświetlenia, ani też kanalizacji, ani wodociągów.

Przez brudne szyby sączy się żółte światło. Na wprost drzwi łóżko żelazne, na sienniku, którego środek tylko przykryty jest zgrzebnie brudną, nieforemną szmatą. Na poduszce czerwonej, bez powłoczki, pod kołdrą, która kiedyś dawno musiała być pąsowa, leży szkielet pergaminową skórą obciągnięty — to dogorywa już od września na gruźlicę, bezrobotny zdun, Niewiadomski. Kręci się dookoła chorego czworo jego dzieci. Najmłodsze liczy lat 3, poobwijane we wspomnienia chustki i różnych części garderoby męskiej, ojcowskiej widocznie, gdyż umierającemu nie są i nie będą już potrzebne. Najstarszy syn 18-letni na praktyce u majstra w Warszawie — zarabia trzy złote tygodniowo, to jest jedyny i wyłączny dochód tej rodziny, składającej się z 7-miu osób.

Temperatura pokoju nie różni się niczem od temperatury sieni, panuje w niej jedynie zaduch nieprzewietrzanej, a gęsto zaludnionej izby. Żona — symbol tępej rezygnacji, siedzi w nogach łóżka, prawie nie reagują oboje rodzice na nasze wejście — jedynie w oczach dzieci znać zaciekawienie, a potem radość z otrzymanych słodyczy.

Czekają w ciszy na śmierć — już się nie buntują, nie bronią, zmógł ich los, zbyt na ich barki ciężki.

Po stromych jak drobina schodach drewnianych wspinamy się na piętro innego domku — pokój duży, nieprawdopodobnie brudny, i zimny — na jednem dużem dość łóżku, z pod stosu szmat wyglądają trzy twarzyczki dziecięce: 7-mio, 6-cio i 4-letnie, białe jak opłatek, bez kropli jakby krwi, usta spieczone, oczy mgłą gorączki zasnute. Matka dowlokła się ostatnim wynikiem do kliniki na Pradze, tam przed tygodniem powiła bliźnięta,

— Jedno już nie żyje, może i drugie Bóg zabierze — opowiada ojciec, Karpiński, były sprzedawca pączków na ulicach stolicy. Ma lat 40 wygląda na 60. Dygocąc w palcie wytarłem, rozpala kupkę śmieci, papierów, szmatek i wiórków drzewnych, by zagotować chorym dzieciom wody. Otrzymał od nas butelkę soku, woda gorąca z sokiem ma rozgrzać poste żołądki chorych dzieci.

—Co im jest, Siostro — pytamy. — Nie wiem, pewno odra, bo tu straszna epidemja, ale niema w całem osiedlu termometru, nawet gorączki zmierzyć nie mam czem, a co już mówić o lekarstwach — odpowiada przez łzy zacna Siostra Teresa.

Przy bocznej uliczce, budka, była jatka, jak wyjaśnia Siostra Teresa. Szmat ubitej ziemi oszalowany deskami, szpary utkane słomą, spadzisty daszek, sterczy zeń rura żelaznego piecyka. Warszawska budka z wodą sodową, to w porównaniu willa-pałacyk. Drzwi uchylają się na tyle, że z trudem można się przecisnąć do wnętrza. Na przestrzeni 2 na 3 metry gnieździ się rodzina Marczaka, byłego pracownika wodociągów warszawskich. Eksmitowani w stolicy, 6 tygodni spędzili z siedmiorgiem dzieci pod gołem niebem — to schronienie zawsze lepsze od szczerego pola. Na całe umeblowanie 1 łóżko, mały stoliczek i paka drewniana, oraz mały żelazny piecyk, poza tem ruszyć się już nie można. Najstarsza 15-letnia córka trzyma najmłodsze roczne dziecko na kolanach, skupieni wszyscy przy piecyka jedzą z jednego garka zupę, ofiarowaną na ręce Siostry Teresy przez 36 pułk piechoty. Trzy litry zupy na ich dziewięcioro to jedyne całodzienne pożywienie. Prócz ojca i jednego synka, wszyscy bosi, bez pończoch, jakieś trepy tylko na nogach, tak wychodzę na 10-stopniowy mróz.

U wszystkich tych ludzi ani jednego odruchu żebraniny — spokojnie, cicho, z jakąś imponującą w takich warunkach godnością proszą wszyscy o jedną, jedyną rzecz — o pracę.

W dwóch izdebkach na poddaszu rodzina Elgasa. Pracował w magistracie warszawskim 2 lata i 8 miesięcy, zredukowany — przedtem nie był ubezpieczony, wobec czego podanie o zasiłek dla bezrobotnych oddalone. Matka poszła do Warszawy sprzedać jakąś ostatnią serwetę. W izbie młody silny mężczyzna z pięciorgiem dzieci od lat 10 do dwóch. Najmłodsza Anielka śpi na barłogu ze smoczkiem w buzi.

— Już dwa dni oka nie zmrużyła —wyjaśnia ojciec — podeszła za blisko do żelaznego piecyka, oparzyła kolanko, cała skóra zeszła. Biedne kolanko dwuletnie, omotane przyschniętą szmatką kolorową, co zwiększa jeszcze chyba cierpieniu. Mały Zygmunt czteroletni pilnuje siostry, siedząc na łóżku obok nici- macha nożynami dla rozgrzewki, jedna nóżka w bucika dziurawym, druga zupełnie bosa „bucik rozleciał się“ objaśnia nas. Jak bardzo już zziębnie, to starszy brat Maniek pożycza mu trochę jednego buta.

— Żeżbym mógł choć dorywczy jakoś pracę dostać — chociaż te 90 zł. na komorne zarobić, bo i stąd gospodarz wyeksmituje — mówi ojciec błagalnym szeptem.

Mieszkanie Kackiego, lakiernika z fachu, od 1,5 roku bez pracy. Drewniany, wąski, długi składzik, dobudowany do szczytowej ściany domku. Matka, on z żoną i czworo dzieci. Gdy -wchodzimy trzyletnia Marysia klęka przy łóżku i głośno zaczyna się modlić: Tatusiowi robotę daj Boziu — zieby chlebka psyniósł“ — Wszędzie dzieci — tyle dzieci.

Rozmawiamy z. kobietami — on stoi milcząc pod ścianą — otwarta, szczera twarz patrzy prosto w oczy, uczciwie. Tylko maskuły twarzy napięte wysiłkiem męki wewnętrznej — nie rozpogadza jej widok bochenka chleba i kawałka słoniny — to dziś, a jutro, pojutrze, za tydzień — myśl te czyta się w oczach, z których bucha wprost głucha rozpacz.

Zapytujemy go o fach — mus odpowiedzi rozpręża mu skuły, oczy zaczynają się zwilżać, krótka odpowiedź — lakiernik bez pracy — i znów wysiłek nieludzki, by cisnące się łzy powstrzymać. Spływają jednak powoli, duże ciężkie — czuje się, że nad łzami temi cierpi cała ambicja, cała godność ludzka tego młodego, silnego mężczyzny, który choć może, ma prawo pracować, mieć dom i rodzinę — tylko tej pracy zdobyć nie może. I wstyd nam czegoś i boli, żeśmy widzieli i zapomnieć tego widoku nie można.

Nie sposób o wszystkich pisać, litanja długa, wielki różaniec nieszczęścia i nędzy.

— Niech Pani napisze, tylko to, co Pani widzi — prosi Siostra Teresa — niepodobna, żeby wszyscy Czytelnicy mieli kamienne serca — niech sprawdzą, że wszystko rzetelna prawda. Co kto może, po parę groszy niech dadzą, czy z ubrania, z jedzenia, tu niewiadomo co pilniejsze, tu brak wszystkiego — dosłownie wszystkiego, ale najpilniejsza ochronka — dzieci trzeba ratować. Na początek, żeby choć 500 złotych. 

Rzeczywistość osiedla Targówek jest tak wymowna, że komentarze zbyteczne są chyba.

Tych, którym słowa nasze trafiły do serca, prosimy o nadsyłanie składek lub ofiar, bądź do redakcji naszej, Nowy świat 22, bądź na ręce ks. proboszcza Golędzinowskiego: Targówek, Tykocińska 23, dla Siostry Teresy Samarytanki.           

A B C w dniach najbliższych dniach poczyna imienną listę składek i ofiar na rzecz najbiedniejszych mieszkańców osiedla Targówek, z góry przesyłając instytucjom, firmom i społeczeństwu gorące „Bóg zapłać". Emzet.

 

  „Warszawa ma złote serce... Płyną dary na Osiedle Targówek

Inicjatywa zbiórki poczęta przez ABC zatacza coraz szersze kręgi”. ABC nr 26/1933.

W dniu wczorajszym zgłosiła się do Redakcji naszej siostra Teresa Samarytanka, zacna opiekunka najnieszczęśliwszych biedaków osiedlu Targówek. O beznajdziejnej nędzv tych ludzi i jaskiniowych warunkach egzystencji pisaliśmy obszernie przed paru dniami. Apel ABC do mieszkańców Warszawy znalazł głęboki oddźwięk. Płyną na ręce Redakcji ofiary w naturze i składki pieniężne na uruchomienie niezbędnej ochronki. Codziennie drukujemy imienne listy ofiarodawców, liczba ich wzrasta stale.

Siostra Teresa uśmiecha się przez łzy. Tak pragnęłaby każdemu z ofiarodawców osobiście podziękować.

— Gdybym miała czas i możność, chodziłabym od jednego do drugiego, żeby im opowiedzieć, ile już zdołałam, dzięki Nim, zaopatrzyć dzieci i dorosłych w bieliznę i ubranie. Pobłogosławić za złote ich serca. Niech im Bóg stokrotnie odpłaci za tych biedaków.

Siostra Teresa przynosi szczegółowy spis rzeczy zawartych w paczkach. Dokładny wykaz rozdanych pośród biednych przedmiotów. Mówi szybko, nerwowo! W słowa gorącej podzięki wplatają się co chwila zdania, rozpoczynające się od słów:

—        Ale jeszcze...

—        Taki mróz wziął teraz — mówi siostra — a tam nikt nie ma węgla ani drzewa! W izbach chłód, w kubełkach woda pokrywa się warstwą lodu.

—        Jak się ludzie dowiedzieli, że przyjechał samochód z paczkami, obiegli domek. Do trzeciej w nocy stali na mrozie. Do okienka pukali błagając o pomoc. Pewien ojciec przyniósł dziecko bose, nóżki swoim lichem paltem owinął. Płakał ze szczęścia, gdy dziecku pończoszki i buciczki wkładał.

130 osób obdzieliła siostra Teresa, ale dużo jeszcze odeszło płacząc, z pustemi rękami. Nie wystarczyło dla wszystkich.

Jedna z najważniejszych potrzeb to mydło. Są dzieci, co od pół roku już nic były myte, obrosły brudem. Na ciele głębokie rany przez brud wyżarte. Dalej, najelementarniejsza apteczka. Wata, bandaże, talk dla niemowląt, jodyna, aspiryna, walerjana, olej rycynowy, ceratka, spirytus itd.

—        Żeby tak wannę jaką, kubełek, miednicę, kociołek czy garczki dla zagrzania wody. Możeby się znalazły gdzie stare łóżka. Po pięć, sześć osób sypia na jednem łóżku, chorzy i zdrowi dorośli i dzieci!

W ramach prasy zmieścić można jedynie setną część tej nieludzkiej niedoli, której na imię osiedle Targówek.

Chleb i mleko, te dwa podstawowe produkty spożywcze, są tam artykułami tak rzadkiemi, jak egzotyczne owoce. Sami widzieliśmy siedmiomiesięczne bliźnięta ssące za- miast smoczka ostrugane surowe kartofle. Matka — karmicielka — od szeregu dni nic poza kwaszoną kapustą nie miała w ustach!

— Główki dziecięce porosły kołtunem — niema maszynki, żeby je postrzyc — skarży się siostra Teresa. — Gdybym je mogła wyrwać z tego niewypowiedzianego brudu,  mam wrażenie, że jużby im było trochę lżej.

Czytelnicy ABC ofiarnością swą otarli już nie jedną łzę. Wszystkim ofiarodawcom, którzy tak licznie i hojnie wzięli udział w naszej akcji ratowniczej w imieniu najbiedniejszych Targówka, siostry Teresv i własnem, przesyłamy gorące Bóg zapłać.  Dalsze ofiary w gotówce przyjmować będzie wyłącznie kantor administracji ABC, ul. Zgoda Nr. 1. Paczki z żywnością i odzieniem prosimy nadsyłać pod adresem redakcji ABC (Nowy świat 22), względnie bezpośrednio na plebanję w Targówku (ul. Tykocińska 23).

   W wyniku akcji medialnej na Targówek- Osiedle z całego kraju popłynęły paczki z żywnością, odzieżą a nawet ofiary pieniężne od osób prywatnych i instytucji, chorym udzielali bezpłatnych porad lekarze. Jakie były dalsze losy siostry Teresy Samarytanki i co udało się jej założyć na Osiedlu- w następnym odcinku.  

 

 

Kwietniowe Zacisze

0
0

Fersta- krasnoludek i krasnopiesek strzegą tulipanów, bratków i juki

Mała Holandia na Elsnerowie? W pallotyńskim ogrodzie.

 

Magnolia; łan mniszka, forsycja i migdałowiec na Czerwińskiej

 

Wiosenny smażing na Szmaragdowej; Bohuszewiczówny-tawuły

 

Morela w domu na Rzewińskiej; forsycja i magnolia na Tarnogórskiej

 

Módl się i pracuj! O pallotynkach pisałem 17.09. 2014 r.

 

Tawuły przy Czerwonej Karczmie; grusze i wiśnie u pallotynek.

Sielskie klimaty przy zlikwidowanej pętli 512. 

Mury, płoty, furty

Willa Giewontówka

0
0

MapyGoogle 2014

" Ładna 16- niszczeje zaciszański zabytek "- artykuł z 8 listopada 2006 r. na zacisze.info:

  "W tym budynku w latach 1945-53 mieścił się jeden z 3 oddziałów zaciszańskiej szkoły (2 sale) oraz świetlica straży pożarnej. To dom p. Janczewskich. Ustawiony prostopadle do ulicy, zajmuje cały bok posesji. Wnętrze jest jednotraktowe, pośrodku wejście na pięterko- strome drewniane schody. Dach jednospadowy, od ulicy oddzielne wejście (ganek), nad gankiem niewielki taras z widokiem na osiedle. W każdym pomieszczeniu piece kaflowe. Stan- powybijane okna, brak drzwi, porozbijane piece, o instalacjach można zapomnieć. Dewastacja odsłoniła szczegóły dawnego wykończania wnętrz- pod odłupanym tynkiem widać trzcinowe maty albo deski. Budynek służy na razie "melomanom" do spotkań i załatwiania potrzeb fizjologicznych. Niestety, są na naszym osiedlu takie miejsca, nie przynoszące dzielnicy chluby. Zabytku na Ładnej żal- niszczeje (jest niszczony) bez żadnego dozoru od roku. Co prawda nie jest wpisany do rejestru zabytków, ale ma wartość zabytku dla lokalnej społeczności, odtwarza klimat dawnego Zacisza".

Fot. Marcin Gałązka, 2006 r.

    W tym okazałym na przedwojenne czasy budynku mieszkały rodziny Janczewskich i Możdżyńskich. Parcela w dokumentach hipotecznych nosi nazwę " Willa Giewontówka "; przed przyłączeniem Zacisza do Warszawy ulicy patronował Gabriel Narutowicz. Kto i dlaczego nadał zaciszańskiemu domowi nazwę pochodzącą od najbardziej rozpoznawalnego szczytu tatrzańskiego, nie dowiemy się zapewne nigdy. Strażacy zaciszańscy zawitali tu w czasie okupacji, po spaleniu się remizy położonej przy ul. Wschodniej. Gdy w 1945 r. zbudowano barak  na Młodzieńczej 5/7, OSP oddała swą dwusalową świetlicę na cele szkolne. W 1952 r. dobudowano werandę, w rok później szkoła przeniosła się do baraku na Blokowej. Lokatorzy mieszkali tu do początku XXI w. W 2010 r. zrujnowany dom i parcela coraz bardziej przypominającą dżunglę znalazły nowego właściciela. Nie wiem, czy przetrwały piece, schody w takiej formie na pewno odeszły w niebyt. Całość została podwyższona, zyskała balkony od podwórza kosztem zlikwidowanego tarasu od ulicy. Dom jakby ten sam- ale jednocześnie jakby inny. W każdym razie ktoś odwiedzający stare pielesze po latach znajdzie go w tym samym miejscu, w tym samym położeniu. Klimatu już jednak nie znajdzie... 

Dzień Dobry, nr 237/1933 r.

1945 r.

O ulicy Ładnej i drewniaku z 1912 roku: 

http://warszawazacisze.blox.pl/2015/03/Dom-Prajsow-soltysa-z-1912-r.html

Kamienica Wilmana

0
0

fot. leśne opowiesci

    Okazały, piętrowy dom, przez długi czas największy budynek na Fortówce (ulicy Młodzieńczej) wzniesiono w latach 30. XX w., prawdopodobnie na miejscu domu stojącego tu od lat 20.  Wysunięcie do ulicy, balkony na piętrze i dwa wejścia do lokali handlowych na parterze nadają mu wygląd podmiejskiej kamieniczki. W ostatnich latach pieczołowicie wyremontowany, doczekał się sąsiedztwa dwóch wysokich budynków, nie dorównujących mu jednak z racji architektonicznego ascetyzmu. Razem z nimi próbuje tworzyć wielkomiejską oprawę newralgicznej arterii Zacisza, rzucony w ogarniający ją wir wynajmu i usług. A ma ku temu poważne predyspozycje, gdyż zapewne już przed wojną mieścił sklep kolonialny Romualda Wilmana . Przed kamienicą znajdował się rozległy ogród z pysznymi gruszkami, który dosięgał do ulicy Korzystnej, stanowiąc parcelę o dumnej nazwie "Willa Zacisze nr 227/IV". Dziś w tym ogrodzie, jak owoce z jabłoni, wyrosły jeszcze wyższe budynki, "owoce wilmanowskiego handlu"- sklep Globi, rozkręcający się bar, niegdyś pizzeria.

  Warsaw Telephone Directory 1942 r.: sklep ogólnospożywczy Wilmana

  Mieszkańcy Młodzieńczej pamiętają pompę do nabierania wody usytuowaną na chodniku przed kamienicą. Sklep Wilmana w latach 50. i 60. musiał dostarczyć lokalnej społeczności towary, które dziś mieszczą się w okolicznych sklepach, nie tylko spożywczych. A więc, wszedłszy po schodach, można było w nim nabyć pieczywo, warzywa (zakupywane w Radzyminie), drób, alkohol; pełnił rolę apteki i sklepu papierniczego, dzieciaki biegały do starego Wilmana po zeszyty, stalówki albo klej. W schyłkowym okresie funkcjonował okresowo, np. przy okazji zbliżających się świąt i być może nie do końca legalnie.  Starsi Zaciszanie pamiętają też żonę Wilmana i jego trzy córki. Elżbieta Plaskota, absolwentka ogrodnictwa SGGW, odeszła nagle w wieku 41 lat... W domu Wilmana mieszkała pani Skoneczna. 

  Romuald Wilman przed włączeniem Zacisza do Warszawy w 1951 r. był członkiem Gminnej Rady Narodowej Bródno i należał do PPS. 

Zobacz też: ul. Młodzieńcza i kamienica Wilmana na początku lat 60.:

http://warszawazacisze.blox.pl/2015/08/Mlodziencza-1959-r-foto-wspomnienie.html 

Zacisze i Las Bródnowski w maju- fotoalbum

Gdy nie było szkoły 84... Garbarnia w Zaciszu.

0
0

   Prawdopodobnie na przełomie lat 80 i 90. XIX w. w prężnie rozwijających się dobrach Ignacego Jórskiego powstała garbarnia Karola Zobela. W 1892 r. prasa informowała o jej pożarze.  „Budynek był ubezpieczony, straty jednak w spalonych a nieasekurowanych towarach i ruchomościach są znaczne”.  Bracia Zobel już w 1878 r. prowadzili swój główny zakład w zagłębiu garbarskim ówczesnej Warszawy na ul. Wolność 8.   W książce teleadresowej z 1885 r. fabryka reklamowana była pod hasłem „Zobel Bracia, Fabryka skór na wyprawę hamburską”.  

 

W miejscu, gdzie stoi dziś szacowny gmach szkoły podstawowej nr 84, a stała też zapewne garbarnia Zobela, w 1897 r. powstała garbarnia Cieślikowskiego. Według „ Księgi adresowej przemysłu fabrycznego w Królestwie Polskiem na rok 1904” garbarnia Władysława Cieślikowskiego wyrabiała skóry końskie, zatrudniając 13 robotników. Roczna produkcja dawała dochód  37.100 rubli.

 Spis z 1908 r. mówi o garbarni Braci Cieślikowskich (właściciel- Władysław, zarządzający-Wincenty). Kantor fabryki mieścił się przy ul. Leszno 44 w Warszawie. Zatrudnienie wzrosło do 50 robotników. Kapitał zakładowy wynosił 80 tys. rubli, przybliżony obrót roczny kształtował się już na poziomie 250 tys. rubli.

    W spisie z 1916 r. pod hasłem „garbarnie” widnieje pozycja: „Cieślikowski W. – Zacisze, róg Radzymińskiej”.

  W rejestrze handlowym Sądu Okręgowego z lat 1919-1921 pod nr RHA VII/885 zapisana została „Pierwsza Spółka firmowo- komandytowa Garbarzy "Orior" Michał Strzałkowski, Henryk Woycke i S-ka”, będąca własnością Kazimierza Staszewskiego, zamieszkałego przy Senatorskiej 36.

  Pod koniec lat dwudziestych, tuż za przystankiem Zacisze wybudowano bocznicę wąskotorówki do garbarni o długości 300 m. Istniała ona zaledwie do 1931 r.  Odgałęziała się od toru głównego mniej więcej na wysokości sali gimnastycznej.

    W książce adresowej z lat 1926-27 garbarnia w Zaciszu należy do Cieślikowskiego i Jurkowskiego. 

    Rejestr RHA XXV/267 i XXXVIII/211 informuje, że w latach 1928-1935 garbarnię we wsi Zacisze prowadził Mordka Lichtag (tel. 10-19-35, biuro przy ul. Franciszkańskiej 24). Potwierdzają to zapisy w książkach adresowych z 1928 r.: „Zacisze Sp. z o.o., własność M. Lichtag”. Garbarnię odnotowano w książce telefonicznej z 1937 r. Książka telefoniczna z lat 1939-40 zawiera pozycję „Altmejt A., fabryka garbarska, Zacisze” (tel. 10-02-81). Abram - Josek   Altmejt był również właścicielem większego zakładu na ul. Wolność  1 (1937).

  Z relacji p. Krystyny Mościckiej (ur. 1925) dowiadujemy się, że wizytówką zaciszańskiej garbarni był długi drewniany dom lokatorski dla pracowników, z przeszklonymi drzwiami do sieni, gdzie urzędował dozorca. Stał prawdopodobnie przy samej ul. Blokowej między Bogumińską a furtką na teren szkolny. Budynki fabryczne znajdowały się w głębi, na miejscu sali gimnastycznej i południowej części obecnej SP 84. Przy ul. Blokowej 2 wzniesiono podwyższoną, drewnianą willę dla właścicieli garbarni (Altmejtów?), posiadającą 4 pokoje, a na górze wielką salę z zadaszeniem szklanym. Na boku  znajdowały się pokoje służby. Przed samą wojną lokal w willi wynajmowano zaciszańskiej szkole, tak samo po 1944 r. Na boisku szkolnym rozlewał się niewielki staw.  Wzdłuż ul. Blokowej zgromadzono wielkie ilości materiałów budowlanych, przeznaczone na budowę solidnych domów dla robotników garbarni i zapewne na wynajem.

    Garbarnia w Zaciszu prawdopodobnie spłonęła w 1939 r., w 1944 r. nie było po niej już śladu. Teren pozostawał niezabudowany aż do 1953 r., gdy postawiono barak dla szkoły, przeniesiony z Ogrodu Saskiego.

    Garbarnia w Zaciszu kontynuowała praskie tradycje garbarstwa: w końcu XVIII w. 13 z 20 warszawskich garbarni pracowało na Golędzinowie. Drugą co do wielkości była garbarnia słynnego Szmula Jakubowicza. W ciągu 2 połowy XIX w. dokonała się mechanizacja przemysłu garbarskiego w Warszawie. Garbarni było w tym okresie w Warszawie około 30. Tylko kilka większych garbarni udoskonalało stale swe wyposażenie techniczne. Przodowała garbarnia Temlera i Szwedego z ul. Okopowej, zatrudniająca 60 ludzi i zakład Liedtkego -45 zatrudnionych. Udoskonaleniami technicznymi były: garbowanie chromowe i mineralne, używanie maszyn do obróbki mechanicznej skór, napędzanych silnikami parowymi,  garbowanie roślinne usprawniało użycie ekstraktów roślinnych. Powstały także fabryki wyrabiające preparaty do natłuszczania i garbowania skór. W latach dziewięćdziesiątych XIX w. na pierwsze miejsce pod względem produkcji wysunął się zakład braci Pfeiffer przy ul. Smoczej, przewyższając rozmiarami produkcję garbarni Temlera i Szwedego. Przepisy porządkowe tej fabryki z 1888 r. ukazują jej system pracy. Czas roboczy trwał 10 godzin i 15 minut, od 6 rano do 6 wieczór z przerwami trwającymi godzinę i 45 minut na spożycie trzech posiłków. Robotnicy dostawali odzież ochronną i obuwie. Zatrudnieni w warsztacie mokrym - po dwie pary butów na rok. Ze skromnej płacy roboczej odliczano kary za wszelkie błędy w wapnieniu czy garbowaniu skór.

W 1910 r. do największych zakładów w samej Warszawie należy fabryka W. Weigla (właściciela Dotrzymy koło Elsnerowa) z 130 robotnikami oraz spółki akcyjnej Temlera i Szwedego. Duże znaczenie miała także fabryka Szlenkierów na Lesznie i Żelaznej.  Dalsza koncentracja produkcji doprowadziła do 1914 r. do ustalenia się 15 największych garbarni, przerabiających rocznie ponad 2 miliony ciężkich skór bydlęcych i 10 fabryk produkujących skóry lekkie w liczbie do miliona sztuk. W 1910 r. 80% garbarni mieściło się w guberni warszawskiej, a 18% w radomskiej. W 1937 r. garbarnie polskie przerobiły łącznie około 60 000 ton skór surowych, z czego otrzymano ogółem 233 tysięcy ton skór twardych i około 3690 tysięcy m 3  skór miękkich. Przemysł garbarski w 1927 r. obejmował 1296 zakładów zatrudniających 9451 robotników, z czego 969 zakładów posiadało tylko do 5 robotników. Były to więc w znacznej części małe garbarnie, które można określić jako manufaktury. Także stopień mechanizacji tych zakładów, według danych z 1928 r. był niewielki. Tylko 206 fabryk garbarskich używało siły mechanicznej, ogólna moc silników wynosiła 21880,56 kW. Tak więc tylko 20 zakładów zasługiwało na określenie fabryka, a reszta należała do rozszerzonych zakładów rzemieślniczych czy małych manufaktur. Konsumpcja skór na jednego mieszkańca wzrosła z 0,65 kg w 1925 r., do 0,8 kg rocznie w 1928 r. (I. Turnau,  Polskie skórnictwo , Zakład Ossolińskich 1983). 


Handlowa przeszłość Targówka- Osiedla

0
0

Na Jórskiego:

- Mydlarnia Frubowej (Fruby)- Jórskiego 39- barwnie opisana przez Osiedlaków na Naszej Klasie:  „Pod ścianą stały worki z suchą sypką farbą ( super intensywny kolor) i dużo różności. Art. malarskie, higieniczne na tamte czasy, nafta, niektóre artykuły potrzebne do szkoły (np. stalówki do piór), lepy na muchy oraz kapiszony i korki do korkowców. (…) szczególnie pamiętam korki do strzelania. Frubowa miała je po 50 gr za sztukę. Pod but takiego i strzelał. Był też sposób, żeby go położyć na boku, lekko przycisnąć butem i turlać tak kilka razy w przód i w tył. Wtedy po paru sekundach strzelał z boku buta fajny płomień i huk oczywiście, ale mniejszy niż przy „nadepnięciu normalnym”. Byli też tacy, którzy korek obdłubywali paznokciami z tego "korka" i zostawał im sam proch, który strzelał po rzuceniu nim na ziemię”;

- Kiosk Ruchu na wprost Frubowej;

- Kiosk/sklepik Janiny Papierzyńskiej ( Jórskiego 13 ) , oranżada kapslowana porcelanowymi zamknięciami na drucie i cukierki groszki, bułeczki, masło, jabłka, czytaj: http://warszawazacisze.blox.pl/2015/09/Kiosk-Papierzynskiej.html

- tzw. „stara spółdzielnia” (Jórskiego 35)- mleko z bańki, potem rzeźnik, obecnie hurtownia papierosów;

- tzw. „nowa spółdzielnia” (Jórskiego 20)- sklep MHD- WSS nr 427 (a z tyłu- gorące pączki u wynajmującego część budynku Stefana Górskiego). Obok budka telefoniczna. Obecnie cukiernia Górskiego ;

- sklep Kostykowskich (Jórskiego 21)- sklep z wódkami, później spożywczy; 

- sklep Wierzbickiej (Jórskiego 25);

- sklep Stanisława Winiarskiego na Jórskiego 49- oranżada, ciastka i różnej wielkości czerwone lizaki. Właściciel szczycił się dużymi wąsami (stąd pieszczotliwie zwano go „wąchalem”), a przy otwarciu drzwi rozlegał się brzęk metalowego dzwonka;

- w składzie opałowym ( Jórskiego 26?)   oprócz choinek kupowało się opał nie tylko na zimę, podpałkę, można było sprzedać różne opakowania szklane;

- Magiel u Molskich- Jórskiego 43 od  ul. Łokietka (dom Kurowskich), tamże sklepik z automatami. „Ogromna skrzynia, pościel nawinięta na wałkach i kręciło się korbą a   kobiety gadały maglując (dzieci pomagały kręcić)”;  

- rzeźnik Sieruta „Jelonek”- (Jórskiego 45a);

- Fryzjer Ryszard (Witold?) Świderski- Jórskiego 14. Tu strzygło się przed 1990 r. całe Zacisze. Z tego względu zakład miał renomę nieformalnego punktu informacji i … pożyczania pieniędzy.

    Przed II wojną na Jórskiego funkcjonował sklepik pod nr 23 (w 1936 r.), Zofia Dominiak pod nr 14 prowadziła handel winami i wódkami, Wacław Matczuk (nr 8) zajmował się dostawą trocin. L. Morawiecka- prowadziła gdzieś w Osiedlu piwiarnię. Na Jórskiego 25 mieściła się „Spółdzielnia Spożywców Przyszłość”.

Na Skłodowskiej (Uranowej):

- sklep Pszenickiej- rzeźnik? (nr 19); Kazimiery Lewińskiej (35)- mięso, kapusta, podobno nienajlepszej jakości;  Anieli Gębickiej (32)- spożywczy;  budka Zdzisława Karpińskiego (43a)- świeże kajzerki i oranżada w proszku. „Czasami miał otwarty kiosk rano w niedzielę i jak czegoś w domu zabrakło, to leciało się biegiem do Karpińskiego i zawsze ratował sytuację”.

- mydlarnia (nr 13?)

- skup szkła i punkt katechetyczny (nr 2).

Na innych ulicach:

-sklep Mrozowska 13 (1935),

- sklep Rusteckiego, Mrozowska 15 (do 1934),

- sklepik Jadwigi Bułowej obok szkoły 52 (Samarytanka 11).  Pod szkołą starsza pani sprzedawała  „pańską skórkę”,

- Cukiernia, wcześniej piekarnia (Gilarska 34: Helena Ślusarczyk, Gawryś, być może Górski): wspaniale napoleonki, a latem lody,

- sklepik Gilarskich (32),

- Chojnowska 2 róg Drapińskiej- przed wojną sklep spożywczy Sadocha, właściciel Górski- dom rozebrany w latach 80,

-Drapińska 5- sklepik Makowskiej,

-Drapińska 30- sklep spożywczo-rzeźniczy (1935) w „wieżyczce”,

- Kino „Pelikan” i klub sportowy Osiedlanka (oficyny), ok. 1955-65, biblioteka (drewniak od ulicy, nie istnieje), następnie sklep chemiczny i siłownia (Gilarska 21),

- świetlica PZPR, od 1957 r. przychodnia internistyczna ZOZ Praga- Północ (Gilarska 25),

- posterunek MO (przed wojną Policji)- Łokietka 11,

- ochronka dla dzieci i szwalnia, Chojnowska 16 (1933-?)

- kuźnia Radzymińska 171- Mońko, zamieszkały na Strzeleckiej na Pradze.

   Inne sklepy tuż po wojnie prowadzili: Jan Kowalczyk, Bronisława Żukowska, Irena Broler, Ludwika Nijakowska, Adam Wiliński, Konstancja Orzechowska.

  

   Po „większe” zakupy wyruszano na Pragę, do Targówka (na Radzymińską) oraz na bazarek na rogu Radzymińskiej i Handlowej. W kamienicy przy Generalskiej 3 mieścił się rzeźnik, a nieco wcześniej, w kamienicy przy Radzymińskiej 150- sklep paszowy. O Trzypiętrówce, piekarni i szwalni trzeba napisać osobny rozdział…

   Z wymienionych placówek usługowych najdłużej, bo jeszcze w latach 80. działały sklepy Papierzyńskiej i Kostykowskich, stara spółdzielnia (mięsny) i cukiernia Górskiego.  Lukę handlową uzupełnił sklep samoobsługowy na Samarytanki, wzniesiony po 1980 z myślą o mieszkańcach jednorodzinnych szeregówek Zacisza III. Trzy pierwsze przestały istnieć po 1990 r., gdy zabrakło sił właścicielom albo konkurencja w postaci bazarku i hipermarketów odciągnęła klientelę. W latach 90. powstały sklepiki: na rogu Jórskiego i Karkonoszy, na Samarytanki 15a, monopolowy na Radzymińskiej 157.  W 1998 r. po drugiej stronie szosy otwarto hipermarket budowlany Stinnes, dziś Obi. Do dziś dotrwał Obi i sam, prowadzony przez kolejnego najemcę oraz oczywiście monopolowy. W środku tej usługowej pustyni (w stosunku do okresu po wojnie) już w XXI w. otworzono sklep „Pod Strzechą” na Jórskiego 30.  

    Prowadzona przez komunistów od 1947 r. polityka gospodarcza zakładała ograniczenie i wyeliminowanie sektora prywatnego. Jej realizacja już w pierwszym roku doprowadziła do prześladowań i połowicznej likwidacji własności prywatnej oraz spółdzielczej. Narzędziem władz w „wojnie o handel” z przedsiębiorcami były m.in. koncesja, domiar (dodatkowe podatki) oraz utrudnienia np. przy zakupie towarów w hurtowniach. Utrapieniem przedsiębiorców były komisje „ do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym”. Dla tysięcy osób konfrontacja z komunistycznym aparatem państwowym oznaczała nie tylko utratę całego majątku i rodzinnie zarządzanych przedsiębiorstw, ale często zdrowia, a nawet niekiedy życia. Likwidacja prywatnych sklepów spowodowała ogromne trudności w zaopatrywaniu ludności w towary codziennego użytku, gdyż przez cały czas likwidowano o wiele więcej prywatnych placówek niż powstawało nowych - "uspołecznionych", które były nieefektywne . Na mocy ustawy ze stycznia 1946 r. upaństwowiono bez odszkodowania przemysł i znaczną część rzemiosła ( T. Tokarski, Wojna o handel, czyli PRL przeciwko prywatnej własności, Polonia Christiana, pch24.pl ).

   Gminna Rada Narodowa Bródno zarządziła konieczność likwidacji nielegalnych sklepów spożywczych, tajnych warsztatów rzeźniczych i piekarń.  Radni omawiali niehigieniczne warunki, w jakich znajdują się nielegalne przedsiębiorstwa i „nieuczciwą konkurencję”, jaką prowadza powyższe zakłady w stosunku do sklepów zarejestrowanych. Nakazano stemplowanie mięsa i plombowanie wędlin; planowano ukaranie wszystkich właścicieli sklepów, sprzedających artykuły nie objęte kartą rejestracyjną. Uchwalono dopłaty na opiekę społeczną w zależności od kategorii przedsiębiorstw. Jan Majkrzak z Targówka-Os., Wacław Bartosiński z Zacisza, Irena Kostrzewa z Elsnerowa jako „Komisja Kontroli Społecznej do walki z paskarstwem i szerzoną drożyzną” mieli  kontrolować i likwidować powyższe uchybienia wraz z sołtysami gromad.

    14.VI.1949 r. w godzinach 9-17 oględzin terenu Targówka- Osiedle dokonywała Gminna Komisja Zdrowia w asyście milicjanta Wacława Sobolewskiego. Na 32 zlustrowane nieruchomości, 20 właścicielom udzielono ustnej nagany. Z 28 właścicieli sklepów, mandatami ukarano: Jana Kowalczyka (200 zł), Bronisławę Żukowską (400), Irenę Broler (200), Anielę Gębicką (200), Jadwigę Bułę (400), Ludwikę Nijakowską (200), Adama Wilińskiego, Janinę Papierzyńską (600), Konstancję Orzechowską (200). Z 2 zakładów fryzjerskich, prowadzony przez Ryszarda Świderskiego ukarano mandatem 600 zł. Za nieczystości na posesji ukarano Kazimierza Biniendę, Stanisława Pilicha, Józefa Kowalczyka (po 300 zł). W piekarniach Heleny Ślusarskiej i Józefa Fiszera, wytwórni foremek guzikowych Mariana Pawlaka i ślusarni wyrabiającej metalowe pudełka Stefana Stockiego- zastano stan sanitarny zadowalający. Właścicielom studzien dano 2- tygodniowy termin na nakrycie ujęć ( Sprawozdanie Komisji Sanitarnej, Akta Gminy Bródno, 1948 ).

 

Grafiki z ul. Ładnej

0
0

Zobacz 28 grafik klikając w link: 

https://www.flickr.com/photos/33189092@N03/sets/72157668830394940/with/27563675212/

  

   Maksymilian Janczewski (ur. 1899) był budowniczym i właścicielem domu przy ul. Ładnej 16 (opisywanej już "Willi Giewontówka" ). Absolwent gimnazjum Władysława IV,  uczestniczył w Bitwie Warszawskiej 1920 r. (6.V- 30.IX), walcząc w 36 Pułku Piechoty pod Radzyminem oraz w 30 Pułku Strzelców Kaniowskich pod Zamościem i Sokalem. Po ukończeniu  szkoły podoficerów w Brześciu oraz szkoły podoficerów piechoty w Grudziądzu,  jako podporucznik rezerwy WP (rachmistrz) brał udział w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Został zamordowany przez NKWD w Starobielsku. Pracował w zawodzie inżyniera technologa w Zbrojowni na Pradze, projektując maszyny. To tłumaczy precyzję linii i bogactwo szczegółów, jakie widać na zachowanych grafikach Janczewskiego, powstałych wg sygnatury od około 1910 r. Uzdolniony plastycznie mieszkaniec Zacisza rysował sceny o tematyce biblijnej, historycznej, portrety, projektował przedmioty użytkowe i meble. W przypływie natchnienia wykonywał szkice na papierze opakowaniowym, a nawet na torebkach po cukrze. Niewykluczone, że marzył o przelaniu ich na płótno albo o eleganckim wyposażeniu swego domu. Twórczość Janczewskiego, ocaloną przez jego córkę i wnuczkę, warto uwiecznić i dołączyć do dorobku pozostałych zaciszańskich artystów: Elsnera, Jórskiego, Roguskiego i innych. 

O Willi Giewontówka: 

http://warszawazacisze.blox.pl/2016/05/Willa-Giewontowka.html

Willa Leszczynówka

0
0

    Ceglaną kamieniczkę, stojącą w centrum Zacisza nieopodal ruchliwego skrzyżowania Radzymińskiej z Łodygową, znają z widzenia niemal wszyscy. Codziennie kierują się na nią setki, może tysiące oczu z przystanku pod Aldi, z przejeżdżających autobusów. Konia z rzędem temu, kto zna jej dumną nazwę: " Willa Leszczynówka ". 

 

1939 r. Willa Leszczynówka w dawnym kształcie zza nasypu Szosy Radzymińskiej (współcześnie spod wejścia do sklepu Aldi). 

   Henryk Leszczyński kupił plac nr 5 należący do większej nieruchomości Zacisze-Ogród w roku 1932, przeprowadził się w l. 1936-38. Wcześniej służył w armii carskiej, dochodząc do godności komendanta wojskowego miasta Kotka w Finlandii.  Po zakończeniu kontraktu otworzył warsztat stolarski przy Nalewkach, następnie prowadził go na parterze Leszczynówki. Na zdjęciu widać, że dom w pierwotnym kształcie  bardziej odznaczał się  architektonicznie dzięki wykuszowi w centralnej części piętra. Do dziś zachował się na  tyle budynku  akcentujący oś środkową wykusz, mieszczący klatkę schodową. 

1940 r. Leszczynówka od strony Lewinowa po zniszczeniach z 1939 r. Na najdalszym planie budynki za Szosą przy dzisiejszej Gniazdowskiej.

   W dom dwukrotnie trafiła bomba- w 1939 i 1944 r. Mieścił się tu posterunek hitlerowskiej żandarmerii, tzw. wacha. Henryk nabawił się zapalenia płuc po niemieckiej łapance, gdy żandarmi przetrzymali ludzi na mrozie i zmarł w 1941 r. Po wojnie dom zajęło państwo, pieczę sprawował administrator. W wyniku tzw. kwaterunku przymusowego na parterze zajęto 3 lokale (plus ośrodek zdrowia), na piętrze- 5. Lokatorami byli pracownicy fabryk, FSO, Pomp, którzy sukcesywnie otrzymywali mieszkania od zakładów pracy. Punkt felczerski (lekarski) mieścił się w pomieszczeniu po prawej stronie, posiadał wejście od ulicy. 

 

Lata 60. XX w. Po lewej: Leszek Cichosz i Marek Wdowiak (ul. Gniazdowska) na schodach Leszczynówki przy wejściu do punktu lekarskiego. Po prawej: Leszek Cichosz z matką Marią Cichosz. 

    Córka Henryka i Marianny- Maria Cichosz (ur. 1922)- przed wojną pracowała jako motornicza TW. Podczas powstania warszawskiego służyła jako łączniczka na Pradze (m.in. z racji znajomości niemieckiego i francuskiego, które poznała w liceum). Wygadana, ale skromna, nie przypisywała sobie zasług (w okupacji przenosiła broń), nie wstąpiła nigdy do PZPR, FJN czy ZBOWID. Od początku działalności Domu Kultury związana z nim zawodowo- jako  kierownik administracyjny, potem dyrektor (do lat 80.).  

2011 r. Leszczynówka w kierunku skrzyżowania z Łodygową i Młodzieńczą (www.google.pl/maps). 

    Ciekawostką są zachowane na fasadzie Leszczynówki tabliczki adresowe z trzech epok. Przypominają, że dom powstał przy Trakcie Piłsudskiego nr 70, po wojnie nosił adres: Generalska 106, aby współcześnie wrócić do historycznej Radzymińskiej (256). Tych nazw było zresztą nieco więcej...

   Willa Leszczynówka, stojąca na działce o powierzchni 401 m, zajmuje 280 m 2. Mieści 8 lokali (24 pokoje). Oczekuje na kupca, który przeprowadzi w niej częściowy remont. Czy takich lokali z bogatą historią, a na pewno unikatów z racji świetnie zachowanej, drewnianej klatki schodowej, nie powinna przejmować dzielnica z przeznaczeniem na potrzeby lokalnej społeczności?   

 Patrz też: Maria Cichosz i budowa Domu Kultury

Tory kolejki mareckiej na wysokości Leszczynówki

Za zdjęcia i wspomnienia dziękuję państwu Miecznikowskim. 

Ostatni mohikanie ogrodnictwa

0
0

  Młodzieńcza

 Zarębska

 

                               Skrzypcowa i Codzienna

 

                                 Blokowa i Przewoźników

 

                            Ogródek z końca lat 70. XX w. 

"Drzewa owocne, zasadzone w rzędy,

Ocieniały szerokie pole; spodem grzędy.

Tu kapusta, sędziwe schylając łysiny,

Siedzi i zda się dumać o losach jarzyny;

Tam, plącząc strąki w marchwi zielonej warkoczu,

Wysmukły bob obraca na nią tysiąc oczu;

Owdzie podnosi złotą kitę kukuruza;

Gdzieniegdzie otyłego widać brzuch harbuza,

Który od swej łodygi aż w daleką stronę

Wtoczył się jak gość między buraki czerwone.

Grzędy rozcięte miedzą; na każdym przykopie

Stoją jakby na straży w szeregach konopie,

Cyprysy jarzyn: ciche, proste i zielone.

Ich liście i woń służą grzędom za obronę,

Bo przez ich liście nie śmie przecisnąć się żmija.

A ich woń gąsienice i owad zabija.

Dalej maków białawe górują badyle;

Na nich, myślisz, iż rojem usiadły motyle,

Trzepiocąc skrzydełkami, na których się mieni

Z rozmaitością tęczy blask drogich kamieni:

Tylą farb żywych, różnych mak źrenicę mami.

W środku kwiatów, jak pełnia pomiędzy gwiazdami,

Krągły słonecznik licem wielkiem, gorejącem,

Od wschodu do zachodu kręci się za słońcem.

Pod płotem wąskie, długie, wypukłe pagórki,

Bez drzew, krzewów i kwiatów: ogród na ogórki..

Pięknie wyrosły; liściem wielkim, rozłożystym,

Okryły grzędy jakby kobiercem fałdzistym". 

( Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, Księga Druga ).

   Pamiętajcie o ogrodach... warzywnych! Coraz ich mniej na Zaciszu, a przecież początki osiedla to nowoczesne, postępowe gospodarstwo warzywnicze Ignacego Jórskiego . Jeszcze przed II wojną i długo po niej na każdej parceli zakładano na własny użytek grządki warzywne, przy domach rosły drzewka i krzewy owocowe. Wiśnie, czereśnie, morele, porzeczki, agrest, kurtyna winogron;  dawały  cień  jabłonie, gruszki, orzechy. Po płotach i siatkach pięła się fasolka. Przede wszystkim powietrze i gleba były lepsze, nie nasycone metalami ciężkimi. Na uprawy warzyw pozwalała wielkość posesji. Sporo było na Zaciszu szklarni i inspektów. Własne plony zasilały domową kuchnię w dobie trudności z aprowizacją artykułów spożywczych. Ba, jeszcze w czasach gospodarki rynkowej mieszkaniec ulicy K. sprzedawał na ulicach bób i jaja z niezabudowanych działek w sąsiedztwie, które obsiewał. A obecnie? Potaniały warzywa, nie opłaca się "dłubać" w ziemi. Wyjałowione gleby rodzą robaczywe, karłowate rośliny- nie każdy odważy się zastosować naturalne nawozy na mikroskopijnej działce pod nosem sąsiada. Zresztą skąd je brać? Nie ma koni, kur, krów, nawet kompostowniki są plastikowe. Po warzywa chodzi się do warzywniaków (dziś trendy) albo na bazarki. Niektórzy przywożą to i owo z działki za Warszawą lub z rodzinnych stron prosto z pola. W latach 90. krajem zawładnęła moda na trawniki i iglaki. Z tego względu nie wypada mieć pod domem buraczków, gdy sąsiad sadzi rododendrony, pelargonie lub słonecznik w doniczce. Ogród współczesny cieszy oczy, ale nie cieszy podniebnienia :-)

   Z roku na rok coraz mniej ostatnich mohikanów ogrodnictwa na Zaciszu. Przeważnie są to starsi ludzie, poświęcający swemu zamiłowaniu wolne godziny emerytury. Niekiedy dojeżdżają z innych dzielnic na "działki rekreacyjne" na Zacisze (tak, są tutaj takie pośród ścisłej zabudowy). Bo tak gospodarowali ich rodzice. Bo ziemia nie może się marnować. Wszystko rządzi się ścisłymi regułami- w lutym/marcu wysiew pomidorów, przerywanie, wysadzanie po ostatnich przymrozkach, przywiązywanie do palików. Opryski, nawożenie, nakrywanie siatkami słoneczników. Wydeptywanie ścieżek między grządkami. Respektowanie reguł sąsiedztwa roślin: marchewki, pietruszki, buraków, porów, koperku, dyń, kabaczków, chrzanu, rabarbaru. Plus cała ogrodnicza infrastruktura: widły, grabie, szpadel, motyka, szlauch, beczka lub wanna na deszczówkę... Wystarczy zatrzymać się przy ogrodzeniu ogródka przy Młodzieńczej, przy którym blednie zachwaszczony i zaniedbany tzw. " skwer  ekologiczny", urządzony przez dzielnicę!

  Piękny ogród,  skryty za drewnianą szopą przy ogrodzeniu Junaka,  uprawiał przez lata pan z Czarnej Drogi.  W tym roku plonów nie będzie- działkę kupił deweloper i wznosi bunkropodobne kwadraty. 

Patrz też: mega- dynie i jabłonie: 

http://warszawazacisze.blox.pl/2014/09/Jesienne-plony.html

Wypadki drogowe i samobójstwa na Zaciszu 1886-1941

0
0

      W dniu wczorajszym p. S. Komarnicki, dojeżdżając do szosy radzymińskiej, skutkiem wywrócenia sanek w szalonej jeździe uległ fatalnemu wypadkowi. Wyrzucony na śnieg uderzył głową o kamień, zranił się ciężko, a nadto zwichnął prawą nogę. Chorego przywieziono do Warszawy   (Kurjer Warszawski 13/1886) .

    JAZDA KONKURENCYJNA. Nieraz zwracaliśmy uwagę na potrzebę ustanowienia kontroli nad właścicielami bryczek kursujących pomiędzy rogatkami a miejscowościami podmiejskimi. W dniu onegdajszym z powodu „dobrego humoru” furmana, Władysława Rajcherta, przyszło do smutnego wypadku. Jadąc z Marek na Nową Pragę bryczką, napełnioną pasażerami, R. pod Zaciszem zapragnął wyprzedzić swoich kolegów. Zawadziwszy o słup telegraficzny, bryczka przewróciła się i wszyscy pasażerowie ponieśli dotkliwe skaleczenia. Najbardziej ucierpiała Józefa Lechowo, złamała bowiem rękę i nadwerężyła kość czołową. Rajcherta pociągnięto do odpowiedzialności sądowej (KW 175/1892) .

   

(KW 287/1894) .

     

( KW 358/1900) .

   

(KW 233/1909) .

   Epidemia zamachów samobójczych. Mieszkaniec wsi Zacisze Gm. Bródno Emil Kuligowski usiłował pozbawić się życia za pomocą wystrzału z rewolweru w klatkę  piersiową. Rannego przewieziono do szpitala w Warszawie. Przyczyna rozpaczliwego kroku — nieporozumienia z żoną (KW 246/1926).

   ZABITY PRZEZ SAMOCHÓD. Na szosie radzymińskiej w pobliżu Zacisza, z za przejeżdżającego wozu wyszedł nagle i dostał się pod przejeżdżający samochód prywatny, Jan Niemyski, robotnik (Zacisze), który podążał do pracy. Kierowca samochodu prywatnego Marian Sulek (Skarżysko) auto natychmiast zatrzymał i przewiózł ofiarę wypadku do szpitala Przemienienia Pańskiego. Niemyski wskutek ogólnego potłuczenia i wewnętrznych obrażeń zmarł w poczekalni. Samochód jest własnością inż. Kolasińskiego, dyrektora fabryki amunicyjnej w Skarżysku. Jechał on wraz z krewnymi do Ostrowia — na pogrzeb sędziego, zabitego przez samochód (KW 193/1929).

    KATASTROFA AUTOBUSOWA W ZACISZU. 5 osób rannych. W Zaciszu autobus pasażerski uległ katastrofie, przy wymijaniu furmanki- 5 osób odniosło rany (Nasz Przegląd 316/1929) .            

      ŚMIERTELNE PRZEJECHANIE NA ŚMIERĆ. Wczoraj szosą radzymińską tuż pod wsią Zacisze (na pograniczu miasta) ciągnął wóz chłopski a rychło za nim zjawił się samochód- taksówka. W tym momencie szły szosa, każde po innej stronie, mieszkanka Zacisza Szafranowa, i 8-letni syn jej Zenon. Obawiała się, by chłopiec nie wpadł pod samochód, matka zawołała go do siebie, na lewa stronę. Zaledwo chłopak wyminął wóz. znienacka wypadł samochód i masakruje chłopca. Zenon Szafran zginął na miejscu. Szofera Jana Kamińskiego (Siedlecka 8) zatrzymano (KW 179/1929) .

       UTONIECIE W ROWIE. 50 letni Chuna Rubin (Radzymińska 37), rzeźnik wczoraj rano pro wadził do rzeźni w folwarku Lewinów krowę. W drodze, już nieopodal Lewinowa pod Drewnicą Rubin dostał ataku epileptycznego i wpadł do rowu napełnionego wodą o głębokości 8—10 cm. Z powodu braku natychmiastowej pomocy Rubin upadłszy twarzą do rowu — utopił się. Na alarm nadbiegli z rzeźni dwaj lekarze weterynarii, którzy pierwsi pośpieszyli z pomocą. Jednocześnie zawiadomiono pogotowie prywatne. Mimo usilnych zabiegów lekarza, Rubin nie odzyskawszy przytomności- zmarł (Nasz Przegląd 105/1930) .

     KRWAWA ZEMSTA 28-letnia Irena Grudniewska z Zacisza była świadkiem w sądzie grodzkim w sprawie przeciwko" małżonkom Wacławowi i Julii Ostrowskim, oskarżonym o prowadzenie potajemnego handlu wódką. Zeznania jej wypadły niekorzystnie dla oskarżonych. Wczoraj gdy Grudniewska wracała do domu, na szosie w Zaciszu napadli na nią Ostrowscy, którzy pobili ją laskami." Gdy napadnięta straciła przytomność sprawcy krwawej zemsty zbiegli. Lekarz Pogotowia prywatnego stwierdził ogólne potłuczenie i przewiózł Grudniewską w stanie ciężkim do szpitala Ujazdowskiego (Gaz. Polska 34/1932) .

(Dzień Dobry 264/1934) .

Wczoraj na szosie do Radzymina około Zacisza, samochód ciężarowy wpadł na wóz z cegłą i rozbił go. Koń padł zabity, woźnica zaś Józef Paciorek odniósł rany. Szofer samochodu ze strachu zbiegł (KW 265/1935) .

ŚMIERTELNY WYPADEK. Na szosie radzymińskiej pomiędzy Zaciszem a Targówkiem dostał się pod samochód 15- letni chłopak i poniósł śmierć na miejscu. Samochód prowadził kierowca prywatny, Henryk Florczak. Chłopiec, Zygmunt Plaskota, zamieszkały w Elsnerowie, gm. Bródno, dostał się pod samochód wskutek własnej nieostrożności (ABC 158/1936) .

Znów pod znakiem wypadków samochodowych minęła wczorajsza niedziela, podobnie jak poprzednie dni świąteczne bieżącego miesiąca. Przyczyną katastrofy, która wydarzyła się w pobliżu Zacisza za Targówkiem, był 29-letni rowerzysta Kazimierz Skonkiewicz z Elsnerowa. Jadąc nieprzepisowo dostał się pod samochód prywatny, prowadzony przez 44-letniego przemysłowca p. Jerzego Leśkiewicza (Mokotowska 3). Kierowca chcąc uniknąć wypadku gwałtownie skręcił. Samochód wpadł do rowu przewracając się. P. Leśkiewicz uległ ciężkim obrażeniom. Lżej poraniony został rowerzysta oraz jadące samochodem 38-letnia urzędniczka p. Józefa Pilnikowa (Senatorska 19) i jej 9-letnia córka Danuta. Przemysłowca w stanie ciężkim przewieziono do szpitala Przemienienia Pańskiego (Dzień dobry 261/1937) .

      ŚMIERĆ CHŁOPCA POD SAMOCHODEM. Przebiegając przez szosę na ul. Radzymińskiej przed domem nr 128 został przejechany przez samochód poczty Ryszard Romanowski, lat ok.10, zam. u rodziców przy ul. Skłodowskiej nr 70. Chłopak poniósł śmierć na miejscu wskutek pęknięcia czaszki i ogólnych obrażeń. Wezwano lekarza Pogotowia ratunkowego, który stwierdził zgon. Kierowca samochodu zbiegł (KW 182/1938) .

TRAGICZNĄ ŚMIERĆ POD SAMOCHODEM poniosła wczoraj na Targówku mieszkanka Zacisza 30-letnia Franciszka Lewandowska. Na idącą ul. Radzymińską w towarzystwie znajomego 34-letniego Aleksandra Giżyńskiego również zamieszkałego w Zaciszu, Lewandowską wpadła jadąca z nadmierną szyb kością taksówka. Kierowca, widząc wypadek zwiększył szybkość i zbiegł. Lewandowska wskutek doznanych obrażeń zmarła przed przybyciem lekarza. Giżyńskiego ciężko po ranionego przewieziono do szpitala (Dzień dobry 73/1938) .

TRAGICZNY WYPADEK. 50-letni Aleksander Okarski (Długa 46) wracał z 49-letnią żoną swoją Marianną od znajomych z Zacisza. Na szosie pod Zaciszem podchmielona kobieta zatoczyła się tak niefortunnie, że wpadła na przejeżdżający samochód osobowy, kierowany przez Leona Łuczyńca (Konopacka 6). Nieszczęśliwa kobieta nadziała się na klamkę samochodu, ulegając rozdarciu jamy brzusznej, co spowodowało wypłynięcie jelit. Wezwane Pogotowie przewiozło Okarską w stanie bardzo groźnym do szpitala Przem. Pańskiego (KW 230/1938) .

Na szosie radzymińskiej pod Zaciszem rowerzysta, p. Aleksander Jaczyński (lat 42, Strzelecka 36) zderzył się z samochodem ciężarowym, prowadzonym przez p. Jana Więckowskiego (Magnuszewska 5) i ciężko się poranił. Odwieziono go do szpitala Przem.   Pańskiego (Kurjer Czerwony 165/1939) .

    (NKW 252/1941).         

73 Tour de Pologne na Zaciszu

0
0

Film (https://youtu.be/XhgiS9_Z34U

(0:07- przejazd uciekinierów, 1:38- zatrzymanie 512, 3:00- dziadek na rowerze forsuje skrzyżowanie tuż przed motorem, 3:38- przejazd peletonu).

    W I etapie (135 km) 73 edycji Tour de Pologne, po ok. 30 km od startu w Radzyminie, po przejeździe przez Wołomin, Kobyłkę, Zielonkę, Ząbki, kolarze kierują się do centrum Warszawy. Wzdłuż ul. Radzymińskiej zgromadzili się kibice (największym powodzeniem cieszyły się miejsca widokowe na kładce przy Szkole 84). Na skrzyżowaniu z Łodygową ruchem kierował charyzmatyczny policjant w białym kasku. Ruch z kierunków poprzecznych (na Młodzieńczej i Łodygowej) odbywał się płynnie. Ok. 15 minut przed przejazdem kolarzy zamknięta została jezdnia w kierunku Pragi. 

Godz. 14:08, przejazd uciekinierów...

... trzy minuty później pogoń peletonu.

   Jan Paweł II miał jednak większą oglądalność... Były flagi biało- czerwone, oklaski i doping maruderów. Widowisko wyszli podziwiać galowo wystrojeni lokalni celebryci- celebranci napojów procentowych, na codzień "dyżurujący" na newralgicznym skrzyżowaniu Radzymińskiej-Młodzieńczej-Łodygowej. Ze stratą kilku minut przemknęli jacyś rowerzyści "ścigający" wyścig. 10 minut później mocno lunęło.

 

Po lewej: Szok przeżyli mieszkańcy Derb i klienci C.H. Targówek, gdy autobus 527 skierował się do Ząbek. Po prawej: 145 pierwszy raz od 9 lat na Radzymińskiej. 

Na Krzywej, Mylnej i Słowackiego. Nadawanie i zmiany nazw zaciszańskich ulic

0
0

   Nazwy większości ulic zaciszańskich zmieniono w 1954 r. (zmiana nazewnictwa nastąpiła w związku z przyłączeniem gromad (wsi) Zacisze i Elsnerów do Warszawy w 1951 r.). Część zaznaczonych ulic istniała już przed 1939 rokiem, ale dokładnie nie wiadomo, kiedy nadano im nazwy. Wiele ulic nazywali pierwsi mieszkańcy (np. Gilarscy, Chojnowscy), inne nawiązywały do rodzaju nawierzchni (Czarna Droga), wyglądu (Wąska, Krzywa, Błotna) lub kierunku, w jakim biegły (Radzymińska, Lewicpolska, Ząbkowska). Przed I wojną światową, jak przystało na wieś, nieliczne domy nosiły adres: Zacisze nr 1, Zacisze nr 2... Jeszcze w latach 30. zamiast adresu w ogłoszeniach prasowych używano określenia "dom pana/państwa X". Przecież wszyscy się znali... Po 1951 r. nastąpił boom budowlany, wytyczano nowe ulice, przedłużano istniejące. W latach 70. zbudowano osiedla domków jednorodzinnych, a po 1990 r. całe kwartały zagęszczonego budownictwa. Sprawdź, kiedy nazwano Twoją ulicę!

Ulice nazwane przed 1939 r. (w nawiasie pierwsza nazwa i data zmiany):

- Blokowa- 1926?, pierwotnie od Radzymińskiej do Czarnej Drogi, 1965- wydłużenie o odcinek Czarnej Drogi od Śmiesznej do Kanałowej, 1973- wydłużenie obok nowego osiedla do Kondratowicza (praktycznie na pocz. lat 90.).

- Błędowska (Kampinoska 1954), pierwotnie na odcinku Koniczynowa-Kanał, 1965 wydłużenie do Kościeliskiej.

- Błotna- pierwotnie odcinek Samarytanka-Wojskowa, 1960 na odcinku Samarytanka-Wincentego, 1980- na odcinku do Rolanda (odcinek na Bródno jako Gilarska), 1985- nowy odcinek przecinający Rolanda.

- Bogumińska- początkowo od Remontowej na pn., 1967 połączenie z Blokową.

- Bukowiecka (Wawerska 1954).

- Chałupnicza (Rzemieślnicza 1954).

- Chmurna (Ciemna 1954).

- Chojnowska.

- Czarna Droga- istniejący od XIX w. dojazd do folwarku Zacisze od szosy radzymińskiej, 1965 przejęcie nazwy przez Blokową na odc. Śmieszna- Codzienna, 1967 po budowie DK likwidacja wjazdu w Generalską.

- Drapińska.

- Fantazyjna (Słoneczna 1954).

- Gdyńska (Gnieźnieńska ?).

- Gilarska, początkowo na odcinku Fantazyjna-Samarytanka, 1962- nowy odcinek do Błotnej (w kierunku wojska i Bródna), 1980- przejęcie odcinka dawnej Błotnej od Rolanda do Wincentego.

- Gliwicka (Palmowa 1954).

- Gniazdowska (Gdyńska 1954).

- Jórskiego Zygmunta

- Karkonoszy (Kaszubska 1954).

- Kaśki Kariatydy (Gabrieli Zapolskiej 1960).

- Kolejarska.

- Koniczynowa (Białowieska 1954), do lat 90. wjazd z Radzymińskiej.

- Korzystna (Wersalska 1954).

- Kościeliska (Tucholska 1954).

- Kościerska (Zielona 1954).

- Kraśnicka- 1929.

- Krynoliny (Piaskowa 1960), odcinek na wsch. od Generalskiej powstaje po II wojnie.

- Leśniewska.

- Lewicpolska.

- Lewinowska-  fragmentom ulicy w 2015 nadano nazwy: Konarowa i Strużańska. Istnieje od XIX w. (dojazd do folwarku Lewinów).

- Ładna (Gabriela Narutowicza 1954). Jako polna droga powstaje w XIX w.

- Łodygowa (Ząbkowska 1954).

- Łukasiewicza (Chemiczna 1954).

- Miedzianogórska (Żwirki i Wigury 1954).

- Młodzieńcza (Sienkiewicza 1954, przed 1945 Józefa Piłsudskiego, przed 1936 nieoficjalnie: fortówka, szosa fortowa, wytyczona w XIX w.).

- Mosiężna (Orzechowa 1954).

- Mrozowska.

- Mroźna (odcinek Kolejarska-Generalska powstaje po 1945).

- Nauczycielska (Grunwaldzka, po 1944 Szkolna, 1954).

- Określona (Śląska 1954).

- Poranna (Kartuska 1954).

- Pospolita.

- Przewoźników (Wł. Reymonta 1954).

- Pszczyńska (Stefana Żeromskiego 1954)- 1975 odcinek na pn. od Krynoliny.

- Radzymińska (szosa radzymińska, 1936- Trakt Piłsudskiego, 1941- Wilnauer Strasse, 1945- Piłsudskiego, 1948- gen. Świerczewskiego, 1954-1991 Generalska).

- Regatowa (księcia Józefa Poniatowskiego 1954).

- Remontowa (Piastowska 1954).

- Rozwadowska (Juliusza Słowackiego 1954).

- Samarytanka.

- Senna (Senacka 1954).

- Starozaciszańska.

- Śmieszna.  

- Tarnogórska (Warszawska 1954), początkowo odcinek do Krzesiwa +100m, 1975- do Tużyckiej (faktycznie zabudowa po 1992). Istnieje od XIX w. (dojazd do folwarku Elsnera).

- Uranowa (Skłodowska 1960).

- Wieniecka (biskupa Wł. Bandurskiego 1953).

- króla Władysława Łokietka.

- Wojskowa – istnieje od XIX w. (droga z Elsnerowa do Bródna), pod koniec XIX w. powstają zabudowania należące do Bródna.

- Wschodnia.

- Zamiejska (Kujawska 1954).

- Zastępowa (Wąska 1954).

- Żarnowiecka (Wesoła 1954).

- Żyzna (Karpacka 1954).

 

Nadanie nazw ulicom w latach 1945-1951 (w nawiasie pierwsza nazwa i data zmiany):

- Bajeczna (Garwolińska 1954).

- Bratka - 1948? (prawdopodobnie Feliksa Bratka).

- Brodowskiego Antoniego (Kościelna 1954).

- Bystra (Wodna 1954).

- Codzienna (Warszawska 1954)-  początkowo istniała od Spójni do 150 m za Cyrankiewicza, 1967 powstał odcinek od Chmurnej do Młodzieńczej.

- Czerwińska (Cyrankiewicza Józefa 1982).

- Deszczowa (Jarosławska 1954)- istniała przed II wojną jako droga we wsi Targówek.

- Gibraltarska (Sikorskiego Wł. 1960), początkowo od Kolistej do Kanałowej, 1965 powstaje odcinek Kolista-Blokowa, 1973- odcinek za kanałem: Kanałowa- Kondratowicza, zastąpiony w 2015 przez wydłużenie Penelopy.

- Gołębia (Południowa 1954), początkowo od Gibraltarskiej na zach., 1967- powstaje cały odcinek.

- Hebanowa (Św. Barbary 1954).

- Kaktusowa (Ciechanowska 1954).

- Kanałowa- w 1954 istniał odcinek Gibraltarska-Bohuszewiczówny, 1967- cała długość.

- Karkonoska (Buczka Mariana 1954).

- Knyszyńska- istniała przed wojną jako krótka odnoga od Mroźnej.

- Kondratowicza Ludwika (istniała od XIX w. jako droga międzyforteczna, do lat 60. piaszczysta).

- Krośniewicka (Tatrzańska 1954)- istniała w XIX w. jako polna droga z Elsnerowa na Bródno.

- Krzesiwa (Płocka 1960).

- Lisia (Grójecka 1954).

- Lotnika.

- Mleczna (Kołowa 1954)- Roślinna-Bohuszewiczówny, 1967- cały odcinek.

- Moszczenicka (Mała 1954).

- Nowosądecka (Nowa 1954).

- Ogrodnicza (nadanie nazwy przez pierwszego mieszkańca- ogrodnika Florczaka).

- Płońska (po 1972 powstaje odcinek na wsch. od Fersta).

- Pomocnicza (Niecała 1954).

- Promienna- istniała przed wojną jako droga we wsi Targówek.

- Roślinna (Malinowa 1954)- początkowo od Codziennej do Mlecznej, 1961- także odcinek na tyłach Rozwadowskiej (poprzednio Słowackiego).

- Samotna.

- Skrzypcowa (Krzywa 1954).

- Spójni (Mylna 1954)- istniała przed wojną jako droga polna do folwarku Jórskiego.

- Sucha (Środkowa 1954).

- Tużycka (Pułtuska 1954), początkowo od Generalskiej do Wolbromskiej, 1975 powstaje odcinek do Tarnogórskiej.

- Tymiankowa (Polna 1954).

- Wieczorowa.

 - Wolbromska (Radzymińska 1954), początkowo odcinek od Tarnogórskiej na pn., 1971 powstaje odcinek Tużycka- Potulicka (zabudowany po 1993).

- Wyborna (Mińska 1954).

- Ziemiańska.

- Zygmuntowska (do lat 90. istniało połączenie z Gliwicką).

 

Nadanie nazw nowym ulicom po włączeniu do Warszawy 1951 r. (niektóre ulice istniały wcześniej):

  -   Klamrowa 1961- założona 1957 jako Kręta.

- Kolista- 1957 biegła od Codziennej na zach., 1967- od Gibraltarskiej do Blokowej.

- Nad Strugą- 1957.

- Ustronna- 1957.

- Bohuszewiczówny Marii- 1960 biegła od Kolistej do Kanałowej, 1967 powstał odcinek Blokowa-Kolista, 1973- odcinek na nowym osiedlu (do Kondratowicza).

- Dyngus-1960 (istniała przed wojną jako odnoga Palmowej).

- Krahelskiej Haliny- 1960.

- Spytka z Melsztyna- 1960 (istniała od XIX w. jako droga narolna we wsi Targówek).

- Zarębska- 1960.

- Fersta Mieczysława-1961, początkowo istniała na odc. Lewinowska- Płońska, 1974- do Tużyckiej.

- Piecyka Teofila- 1961 (istniała przed wojną z adresami: wieś Targówek oraz Jarosławska).

- Byszewska- 1964.

- Amelińska- 1965.

- Koszalińska-  1965 (początkowo od Tarnogórskiej na pn.).

- Rzewińska- 1965.

- Wiewiórki- 1967, 1976 nazwa także dla odcinka od Młodzieńczej (od 1980- stał się Łasińską).

- Uznamska-1969.

- Pospieszna- 1971.

- Potulicka- 1971 odbiegała tylko od Łodygowej na pd., 1975- cały odcinek do Tużyckiej.

- Kokoszków Jadwigi i Witolda – 1967 Witolda Kokoszki (na wsch. od Pszczyńskiej), 1975 - obecna nazwa (od Radzymińskiej do Pszczyńskiej+40m na wsch.). Ulica istniała przed 1939 r.

- Łasińska- 1980 (wcześniej jako fragment Wiewiórki).

- Rusiecka- 1981.

 

Ulice na osiedlach „domków jednorodzinnych” (1972-1985):

- Zacisze I:

Agnieszki, Antygony, Ewy, Heloizy, Ireny, Izoldy, Kingi, Kleopatry, Oktawii, Safony, Penelopy- 1972 (2015 przejęcie odcinka Gibraltarskiej do Kondratowicza).

- Zacisze II:

Don Kichota, Fausta, Figara, Gerwazego, Guliwera, Króla Artura, Protazego, Rolanda, Sawy, Tristana, Wallenroda, Warsa- 1974.

Benedykta, Błażeja, Gustawa, Sowizdrzała, Litawora- 1975.

-  Zacisze III:

Amarantowa, Pastelowa, Seledynowa- 1974 (od Gilarskiej do Pastelowej, 1977- do Błotnej).

Fioletowa- 1975 na pd. od Rolanda, 1985- na pn. od Rolanda.

Karminowa- 1977.

Drewnowskiego Kazimierza- 1985.

Reichera Gustawa, Sternhela Henryka- ulice te oznaczano na planach w okolicy szkoły nr 52 od 1967, faktycznie powstały 1985.

- Zacisze-Elsnerów:

Ametystowa, Diamentowa, Malachitowa,  Nefrytowa,  Perłowa, Szmaragdowa, Topazowa- 1974.

 

Ulice wytyczone po 1990 r.

- Solińskiego, Rajmunda, Lecha, Dominiki, Irminy, Rafaela- 1991.

- Matyldy, Agatowa, Torfowa- 1993.

- Osiedla MZSM Nauka i SB Technika : Zaciszańska, Nad Potokiem, Odysa, Porannej Bryzy, Przy Wodzie, Uroczysko- 1994.

- Osiedle Dolcan: Wilków Morskich, Wolińska, Wyspowa, Róży Wiatrów, Korsarska- 1994.

- Mechaników, Rzemieślników-  1994 ( na planie Mechaników już w 1992 ).

- Skierskiego Leopolda („droga do wojska”, istnieje od XIX w.)- 1997.

- Lwa, Panny, Strzelca- 1998.

- Zadroże- 2003.

- Łany- 2006.

- Czerwonej Jarzębiny, przedłużenie Figara (osiedle Dolcanu), Strużańska (część Lewinowskiej) , Konarowa (część Lewinowskiej od Łodygowej do Klamrowej)- 2015.

    Na podstawie danych Biura Geodezji i Katastru Urzędu M.ST. Warszawy, Wydział Ewidencji Nazw i Adresów.


Wypadki z kolejką marecką na Zaciszu (1900-1939)

0
0

   

Dzień Dobry 55/1939 r.

Kurjer Warszawski 147/1900 r.

( okolice Radzymińskiej/Tarnogórskiej/Kościeliskiej )

      WYPADEK NA KOLEJCE. Dziś rano w pobliżu Zacisza pod Pragą, na przejeździe kolejki mareckiej wydarzył się przykry wypadek. W dorożce jechał pułkownik Eugenjusz Myszkowski, pełnomocnik Tow. Krzyża Błękitnego, ze swoim sekretarzem. Na widok zbliżającego się pociągu koń dorożkarski przestraszył się i poniósł, skręciwszy w bok tuż przy plancie. Sekretarz zdążył wyskoczyć i uniknął szwanku, pułkownik Myszkowski zaś wypadł z dorożki tak nieszczęśliwie, że uderzył głową w bok nadjeżdżającego parowozu, odnosząc ciężkie obrażenia. Ranionego dostawiono pociągiem do miasta, skąd Pogotowie odwiozło go do szpitala Praskiego. Tu mimo pomocy, chirurgicznej, pułkownik Myszkowski, około godz. 11-ej przed poł. zmarł skutkiem stwierdzonego pęknięcia czaszki. Kw 293/1905 r.

     ŚMIERĆ POD POCIĄGIEM. Na kolejce Mareckiej wczoraj pociąg, wychodzący o g. 7-ej wiecz. z Warszawy, między Targówkiem a Zaciszem najechał na jakiegoś człowieka lat około dwudziestu, któremu przeciął głowę na pół . Nazwisko nieszczęśliwego niewiadome. Mieszkańcy okoliczni przy tej sposobności przypominają, że przed paru laty z powodu częstych wypadków, zapadła uchwała gminy Bródno, obowiązująca zarząd kolejki do odgradzania barierą szyn wzdłuż wąskiej a nader ruchliwej szosy. Uchwała ta dotychczas nie została wykonana. Słowo 52/1911 r.

 

Rzeczpospolita 262/1923 r.

     ( to nie marecka... ) NA PRZEJEŹDZIE. Wczoraj na przejeździe Zacisze — Ząbki, pociąg pośpieszny wpadł na wóz, zabijając konia i rozbijając na kawałki sam wóz. Poranieni zostali: 12-letnia Helena Gerter z Zacisza i Fr. Wołczyński. Oboje przywieziono do Warszawy i umieszczono w szpitalu św. Rocha. KW 192/1931 r.

   

Dzień Dobry 303/1934 r.

     ZABITY PRZEZ KOLEJKĘ. Koło stacji Zacisze pod koła kolei Mareckiej dostał się 37-letni Jan Obrzydowski (Radzymińska 134). Nieszczęśliwy poniósł śmierć na miejscu, zwłoki przewieziono do prosektorjum. Dzień Dobry 210/1934 r.

    W POBLIŻU STACJI Elsnerów, została potrącona przez pociąg kolejki mareckiej 3-letnia Romualda Rosiakówna (Szosa Radzymińska 18- potem Teofila Piecyka 20 ). Matka przewiozła dziecko do szpitala Przemienienia Pańskiego, gdzie lekarz stwierdził ogólne potłuczenie i objawy wstrząsu mózgowego. Robotnik 299/1934 r.

   ŚMIERĆ POD KOŁAMI KOLEJKI. W kanale Bródnowskim, tuż koło toru kolejki Mareckiej znaleziono zwłoki jakiegoś mężczyzny. Ustalono, że jest to Józef Marczyk, lat 58, zam. przy ul. Pawiej nr 98, który poniósł śmierć pod kołami kolejki. Był on wleczony przez kolejkę około 100 metrów. Przyczyna wypadku na razie nie ustalona. Zwłoki przewieziono do prosektorium. KW 350/1937 r.

    TRAGICZNA ŚMIERĆ UCZENNICY. Na stacji kolejki mareckiej w Zaciszu zdarzył się tragiczny wypadek. W chwili, gdy pociąg ruszył już ze stacji, nadbiegli: Jan Grzechnik, monter P. A. S. T. i córka jego, 14-letnia Janina. uczennica I-ej kl. gimnazjum H. Rzeszotarskiej. Dziewczynka pierwsza wskoczyła na stopień, lecz zachwiała się i upadła. Stopień następnego wagonu uderzył Grzechnikównę w głowę, wskutek czego nastąpiło zmiażdżenie czaszki. Stało się to w obecności ojca dziewczynki. Pociąg natychmiast zatrzymano. Tragiczny wypadek wywołał przygnębiające wrażenie na licznych pasażerach. Zwłoki przewieziono do prosektorium. KW 328/1938 r.

ABC 168/1938 r.

    NA PRZEJEŹDZIE Elsnerów w pobliżu stacji Ząbki w celu samobójczym rzucił się pod pociąg 20-letni Eugeniusz Puza (Elsnerów). Puza w kilka chwil życie zakończył. KW 99/1939 r.

   20 OSÓB POTURBOWANYCH W KATASTROFIE NA KOLEJCE MARECKIEJ. Kopcąca kolejka Marecka znowu przypomniała o swym istnieniu. Katastrofa na szczęście niekrwawa każe wejrzeć bliżej w panujące tam porządki. Jak stwierdzają pasażerowie, którzy padli ofiarą wykolejenia pociągu we wtorek o godz. 11-ej w nocy na stacji Zacisze, pociąg wyszedł punktualnie o godz. 10.45 z ul. Stalowej. W Zaciszu spotkał sie z towarowym, który miał zepsutą oś a ponieważ jest tam tylko jedna mijanka, przeczekał 20 minut, dopóki towarowego nie przewekslowano. Wówczas osobowy zaczął się cofać w tył, mimo, że zwrotnica była zamknięta. Maszynista nie dostał w stosownym czasie sygnału, zwrotnicy nie przesunięto i ostatni wagon z 20 pasażerami wypadł z szyn, zaczął skakać po podkładach, w końcu cudem jakimś zatrzymał się tuż nad wysokim rowem i to tylko dzięki temu, że koła zaryły się w piasek. 20-tu pasażerów przeżyło moment śmiertelnego strachu. Wszyscy potłukli się dotkliwie.

Jak twierdzą mieszkańcy Marek, Pustelnika, Strugi i Radzymina, którzy stale z kolejką maja do czynienia, pracownicy jej angażowani są wprost ze wsi i od razu kierowani do pracy bez żadnego przeszkolenia. Czyż w tych warunkach można się dziwić katastrofom? 

Plagą kolejki Mareckiej jest stale spóźnianie się pociągów o 10—15 minut. Dzieje się to przy najlepszej pogodzie, bez żadnej widocznej przyczyny. Dotkliwie też daje się we znaki brak równomiernego ogrzewania: archaiczny piecyk z kopcącą rurą raz jest rozpalony do czerwoności, kiedy indziej zimny. Kiedyż nareszcie kolejki dojazdowe staną się europejskim środkiem lokomocji?  Dobry Wieczór 27/1939 r.

Wszystko o kolejce i jej zdjęcia pod linkiem:

http://warszawazacisze.blox.pl/2015/11/Kolejka-Radzyminska-podroz-od-Targowka-do-Zacisza.html

Przodownik Ochrony Roślin z Chojnowskiej

0
0

   

    W latach 1950-56 w Polsce pojawiła się stonka ziemniaczana, nazywana także „żukiem z kolorado”. Owad ten miały być zrzucony przez amerykańskich lotników na tereny polskie, po to by zaszkodzić uprawom ziemniaków. Propaganda zagrzewała naród do walki ze stonką, który po jakimś czasie poważnie zagroził uprawom. Dlatego też władze postanowiły walczyć z nieproszonym gościem. „Poradnik rolnika” z 1954 podawał instrukcję walki: „Lustrację przeprowadza się przy pomocy drużyn poszukiwaczy, które organizuje przodownik ochrony roślin. Jest to osoba wybrana na stałe przez sołtysa w porozumieniu z gromadzkim aktywem społeczno – politycznym (…) Norma pracy dla jednego lustratora wynosi w czasie pierwszej lustracji 1 hektar w ciągu 4 godzin dnia, w następnych lustracjach – pół hektara w tym samym czasie. Każdy poszukiwacz powinien mieć ze sobą butelkę wypełnioną wodą osoloną lub z dodatkiem nafty (by utopić stonkę). Każda drużyna powinna posiadać ponadto pęk tyczek do oznaczenia miejsc znalezienia stonki. Przy poszukiwaniu należy przeglądać każdy krzak z osobna”. Zebrane okazy przekazywano do Gminnej Rady Narodowej, do Punktu Przeciwstonkowego. Jeśli przetrzymywało się przez dłuższy czas żywego owada, to takiej osobie… groziła wysoka kara (www.nieznanahistoria.pl).

    Do akcji przeciwstonkowej masowo zapędzano dzieci szkolne. Na łamach Świerszczyka w okresie trwania akcji, a więc w latach 1950 – 1956 pojawiło się co najmniej kilkanaście opowiadań pokazujących jak dzieci powinny się zachować gdy napotkają stonkę. Niektóre z nich miały tytuły tak znaczące jak „Stonka i biedronka”, „Ziemniaczkowa opowieść” czy „Zapomniany ziemniak”. Oto jeden z przygotowanych dla dzieci wierszyków:

„Wyszły dzisiaj dzieci w pole,

Od samego rana.

 Nie chowaj się pod listkami,

Stonko ziemniaczana.

Już nie umknie ani jedna,

Przed dzieci gromadą,

Bo naprzeciw z lasu drepcze

Kuropatew stado.

Teraz walka przeciw stonce,

Pójdzie raźno, łatwo,

Bo w niej udział biorą dzieci,

Razem z kuropatwą.”

(www.polskieradio.pl).  

   W rozumieniu art. 2 ustawy z dnia 15.XI.1956 r. (Dz. U. Nr 54, poz. 243) przodownicy ochrony roślin, działając na zlecenie organów administracji państwowej, posiadali status funkcjonariuszy państwowych! 

  

www.google.pl/maps

  Mieszkańcem, ale nie właścicielem budynku przy Chojnowskiej 22 (powstał jako jeden z pierwszych na tej ulicy ok. 1930 r., po II wojnie został przejęty na kwaterunek przez gminę i mieszkały tu 2-3 rodziny) był Wacław Michałkiewicz , woźny w szkole nr 52. Pełnił też funkcję biletera w kinie „Pelikan” na Gilarskiej. Podobno na podwórzu prowadził pszczelą pasiekę. Mężczyzna szczupły, miał wiele dzieci, wcześniej nie powodziło im się zbyt dobrze, więc babcia autora Adela Zalewska dawała Michałkiewiczowi zajęcie przy porządkowaniu swego domu pod nr 20 (dwie sale wynajmowała szkole). Gdy dziadek wracał z wyjazdów służbowych na Kresy, przywoził dla Michałkiewiczów kwaszoną kapustę... z ukrytą wkładką mięsną. " Wacław Michałkiewicz odgrywał ważną rolę w szkoleniu obronnym. Często ubierał się w mundur strzelecki i przypinał szablę podczas uroczystości. Uczył też piosenek wojskowych podczas marszu" (T. Szurek, Kapliczka przydrożna na Targówku, [w:] Bródno i okolice w pamiętnikach mieszkańców ). Michałkiewicz zmarł w latach 70., a kolejni lokatorzy nie dbali o budynek, ostatni pogrążali się w nałogu. Przez kilka lat stał opuszczony, zawalił się dach, w środku wyrosło drzewo, front opanował chmiel. To ostatni dzwonek, by sfotografować unikalną tabliczkę- lada dzień zostanie zburzony przez nowego właściciela.

    Czym zajmował się służbowo przodownik z tego domu? Czy tylko nadzorował walkę z mszycą, stonką i przędziorkiem na polach PGR Bródno i Hipszówki? Czy działał na rzecz społeczności i np. brał udział w zakładaniu Parku na Jórskiego? Czy dbał o osiedlową zieleń?  Wpajał młodzieży słuszny szacunek do ojczystej przyrody? Może pilnował Parku? Oj przydałby się dziś w zaniedbanym Lesie Bródnowskim, gdy  brakuje mocnego gospodarza, by przewodził walce o zieleń z urzędnikami i betonolubami. 

    Oryginalne emaliowane tabliczki (zielony napis na białym tle) można kupić czasami na Allegro.

Kamienica Banaszków (Radzymińska 252)

0
0

 

Kamienica w 2013 r. od strony ul. Radzymińskiej i od strony Lewinowa. 

      Niegdyś była drugim (po nieistniejącej już "Trzypiętrówce") zaciszańskim drapaczem chmur...

   Kamienica stoi na gruntach należących do Lewinowa, a ściślej wchodzącej w jego skład nieruchomości "Zacisze- Ogród”. Podobno została ona wygrana w karty przez dziedzica Jórskiego, a następnie rozparcelowana na działki budowlane. W l. 30 na miejscu Willi Leszczynówki i kamienicy Banaszków znajdował się szeroki rów z wodą, biegnący wzdłuż Szosy Radzymińskiej. W miarę rozwoju budownictwa został zwężony lub praktycznie zasypany. W latach 50. przed Leszczynówką, poza pasem znaczących dawny przebieg zarośli, nie było po nim śladu, za to obok Banaszkowej miał ok. 3m szerokości, stała w nim woda, walały się przedziurawione garnki. Przez rów i tory kolejki (przebiegające w miejscu mniej więcej dzisiejszego pasa zieleni dzielącego jezdnie) do poszczególnych domów wiodły od Szosy tzw. kładki (na zdjęciu kładka do Leszczynówki) .  

      W czasie okupacji hitlerowskiej w kamienicy   mieszkał Władysław Pryciak, kierownik zaciszańskiej szkoły (późniejszy dyrektor nowej podstawówki nr 52). Pamiątką tych czasów są ślady po kulach na froncie budynku. 

  Po wojnie własność Józefa Banaszka najprawdopodobniej przejęło państwo, czyniąc administratorem domu Piotra Jurczaka, lokalnego działacza, tzw. „blokowego” (członka lub przewodniczącego jednego z „bloków terenowych”, wykonujących prace społeczne na rzecz osiedla). Jurczak podobno żywił ambicje, aby stać się właścicielem budynku, lecz ostatecznie przeszedł on na własność dzielnicy Targówek. Poza jedną rdzenną rodziną mieszkają tu nieliczni lokatorzy komunalni, z których jeden znany jest jako stały bywalec skrzyżowania Radzymińskiej i Łodygowej (trzeba przyznać, że w porównaniu z pozostałymi bywalec to całkiem na chodzie).

    W latach 60. na parterze kamienicy mieścił się nieduży sklep spożywczy . Nie był samoobsługowy, klientów obsługiwano zza lady. Ciepło wspominał ów lokal handlowy na Naszej Klasie.pl p. Krzystof Onaszkiewicz:    

   „W tym domu spędziłem pierwsze 10 lat mojego życia. Niewiele się zmienił przez ostatnie 50 lat. Widzę, że parę balkonów, które były na froncie domu, odpadło,  pewnie ze względów bezpieczeństwa. W lokalu, gdzie teraz jest salon piękności, był sklep spożywczy, gdzie można było kupić masło na ćwiartki, albo 5 deko landrynek, ale najlepszy był świeży chleb, który we wczesnych czasach był przywożony przez konny zaprzęg około czwartej po południu. To był najlepszy chleb na świecie, bo jeszcze ciepły, prosto z piekarni. Biegło się na górę do mamy po 4 złote a potem wybiegało na podwórko z pajda chleba posmarowaną masłem i z pomidorami albo smalcem ze skwarkami. W moim życiu byłem w wielu restauracjach na całym świecie, wierzcie- nic tak nie smakuje jak ta kromka chleba prosto z piekarni”.

    Stanisław Onaszkiewicz, początkowo sublokator u Cichoszów w Leszczynówce, wywodził się z rodziny Wycechów z Wilczogęb koło Sadownego (Czesław Wycech był marszałkiem  Sejmu w latach 1957-71). Wykładał w TBS na ul. 11 Listopada.

     Bardzo długo mieszkańcy kamienicy spoglądali z frontowych okien na sielski, półwiejski krajobraz łączek i zagonów, rozpościerający się po drugiej stronie Szosy między Gniazdowską a Młodzieńczą, a do lat 60. nawet po świeżo wzniesioną podstawówkę! Zapewne wieczorami, gdy ustawał ruch automobili, dolatywał rechot żab, cykanie świerszczy, gruchanie gołębi a w pokojach pachniało skoszone zboże lub zioła. Gdy wychylili się mocniej, widzieli na pewno kłąb dymu nad ruszającą z Drewnicy kolejką.  Zimą mogli mieć oko na dzieciaki zjeżdżające na sankach z wysokiego nasypu Szosy.

   Tradycje handlowe kamienicy kontynuował otwarty w tym samym pomieszczeniu sklep mięsny   ( rzeźnik), działający pod szyldem WSS (powszechnie określany jako „spółdzielnia” ).   Towaru w rzeźniku w zasadzie nie było, a klienci dostawali cynk od sprzedawczyni, kiedy odbędzie się dostawa. Długo przed spodziewaną godziną zaopatrzenia w sklepie i na zewnątrz wiła się w miejscu kolejka zniecierpliwionych Zaciszan, złaknionych mięsa i wędlin jak żeglarze wiatru. Korpulentna sprzedawczyni, miała problemy z nogą lub biodrem, chyba p. Zosia, mieszkanka Zacisza, chwaliła mamę: „jakie ładne dzieci”.  W dobie wolnego rynku rzeźnik został zastąpiony przez sklep spożywczo- monopolowy, w epizodzie handlowym kamienicy do końca gra zakład fryzjerski- w kilku odsłonach.

    Zupełnie inaczej wygląda kamienica od tyłu- najlepiej sprawdzić to z ul. Chałupniczej. Obniżony pośrodku dach wieńczy lukarna, a środkowa część budynku jest nieco wysunięta, mieszcząc klatkę schodową. Ciekawostką jest tkwiąca na dachu żelazna syrena alarmowa - ponoć należała do miejskiego systemu zarządzania kryzysowego, ponoć zawyła tylko raz.

Kamienica i plac nr 250 w roku 2009 ( MapyGoogle).

2011

 2016

     Lukę między Willą Leszczynówką a kamienicą Banaszków zajmował ogród należący do kamienicy. Przy północnej ścianie kamienicy stała w nim altana, w której przesiadywała starsza już Banaszkowa. Gdzieś w latach 60, na tyłach posesji zbudowano parterowy domek. Dopiero w latach 70. lub 80. wyrósł piętrowy dom (wtedy nr 104a), w którym zamieszkała rodzina Trochimiaków.  W ostatnich latach obłożono go niemodnym już i poniekąd niebezpiecznym w razie pożaru sidingiem. Trochimiakowie wyprowadzili się z hałaśliwej okolicy, a na ich miejsce przybyli… Hindusi. Kapliczka usytuowana na podwórku nowym lokatorom nie przeszkadza…

   Sąsiednia parcela pod nr 250 (dawniej Generalska 102)- w czasach powojennych nie była nigdy zabudowana. Nie wykluczone, że przed wojną wznosił się na niej jakiś budynek lub pewniej magazyn, wszak ówczesny właściciel- Szyja Rogalski- już w 1929 roku uzyskał pozwolenie budowlane. Tu sprowadził się na krótko sklep ogrodniczy, zanim przeniesiono go na drugą stronę Radzymińskiej. Potem składowano kontenery i rozmaite blachury, pośród których „balowali” (i rozbierali je na złom) miejscowi amatorzy wysokoprocentowych trunków. Około 2010 r. wybudowano nowoczesny pawilon handlowy, w którym początkowo oferowano materace, następnie farby, dość długo „zabawki na czasie”, aby ostatecznie wrócić do farb i tynków dekoracyjnych.

    Z pewnością Szyję Rogalskiego ucieszyłby ten permanentny obrót w interesie….

( Wpis będzie uzupełniony )

Sezon ogórkowy na Zaciszu

0
0

   "Całe klomby marihuany, w dodatku kwitnącej, zdobią posesję przy ul. Spójni...". Tak mógłby zaczynać się donos z Zacisza. Swoją drogą, gdyby trafiło na wolno myślących funkcjonariuszy, właścicielka sadzonek mogłaby mieć spore kłopoty. W zasadzie LIŚCIE te same:-)

   1 września 2016 r. rozpoczął się najazdem zmotoryzowanych grup rodzicielsko- uczniowskich na szkołę przy Radzymińskiej 227. Być może powodem była informacja o wyznaczeniu  nowych miejsc parkingowych na Blokowej (czyt. zlikwidowaniu trawników). Swoją drogą, jakie będą wyniki z W-F, jeśli dziecko nie jest w stanie same przejść do szkoły tych 10-15 min? A może rodzice obawiają się, że nie dotrze, bo zacznie łapać pokemony? Za moich czasów całe klasy schodziły się na zajęcia po prostu "z buta" i sprzyjało to nawet ich integracji. A patrząc na sznury samochodów, zastawiające szczelnie wszystkie uliczki wokół szkoły, można snuć ponure przypuszczenia: jeszcze jedna wywiadówka i będzie po CHAMSKO tratowanych trawnikach nie tylko na Blokowej.   

 

   Po lewej:  W tym roku postanowiono wrócić do tradycji i do szkoły wchodzono od Blokowej 2, czyli tak jak po wojnie, gdy na małym boisku stał "barak". Egzaminu nie zdali na pewno wykonawcy remontu, bo dzieciom zgotowano coś w rodzaju rozszerzonego programu zajęć ZPT.

  Po prawej: Nieznany sprawca dokonał zamachu na tablice informacyjne Kanału Bródnowskiego. Trwa śledztwo, mające wyjaśnić, czy akt wandalizmu miał na celu zwrócenie uwagi na stan higieniczny wód Kanału czy też drastyczne obniżanie się ich poziomu i możliwość powrotu do tradycyjnej formy przeprawy. 

   Przez jakiś czas obok Domu Kultury nad zaroślami górowała szyja i głowa żyrafy. Ponoć wykorzystywała ją straż miejska jako krypto-fotoradar. Z góry wszak widać lepiej, np. kto nadmiernie depcze gaz od startu przy Mc Donaldzie. Przydałaby się jeszcze żyrafa rejestrująca wybryki kierowców ajenta ZTM- Mobilisu, firmy izraelskiej, dla kogoś świętej krowy, bo kierowca nie zatrzymuje się na żądanie mimo machających jak wiatraki 3 pasażerów, a na skargi i próbę weryfikacji odpisują z szablonu, że ... w momencie zdarzenia uległ awarii monitoring w pojeździe (527, A 754). 

 

  Po lewej: Godzilla nad Zaciszem! Na razie grasuje na dachu przy Wybornej, ale ponoć ma przenieść się w inne okolice. Ta ogromna biała, umięśniona postać wg teorii starego Zaciszaka z domu komunalnego przy Radzymińskiej ma odstraszać imigrantów od osadzania się na Zaciszu...

  Po prawej: Skoro żyrafa na Zaciszu, to  pod ratuszem- w ielbłądy. Okolica jest bogata w różnego rodzaju symbolikę i sztukę nowoczesną. Czyżby symbol traktowania mieszkańców przez niektórych urzędników? 

Fotoprzewodnik- Nowe Bródno południowe

Viewing all 92 articles
Browse latest View live